#67 Architekci znowu są potrzebni. Filip Springer

Słuchajcie, mamy słonia w pokoju. Ślad węglowy związany ze wznoszeniem, użytkowaniem i demontażem budynków to prawie 40% globalnych emisji, a nikt – prawie nikt – o tym nie mówi. Zapraszam serdecznie na rozmowę o tym, co lubicie najbardziej: zmianie, narracjach, frustracjach i nadziejach na sprawiedliwą społecznie przyszłość. Tym razem w architekturze. Moim gościem jest Filip Springer, a punktem wyjścia odcinka jest jego najnowsza książka wydana przez Wydawnictwo Karakter – „Szara godzina. Czas na nową architekturę”. Słuchajcie, bo warto!

Więcej na tematy poruszane w rozmowie:

Posłuchaj powiązanych odcinków podcastu:

Rozmowa Marty Zwolińskiej z Filipem Springerem – fragment – transkrypcja po redakcji:

Architekci zawsze, przynajmniej na tyle, na ile ich znam (a piszę o nich od 10 lat), lubili zagadki. Trochę jak dr House. Brał przypadek, tylko wtedy, kiedy kompletnie już nie było wiadomo, o co chodzi. I im więcej było czynników, zmiennych, które na siebie wpływały i powodowały jakąś chorobę, tym bardziej w to wchodził i dostawał obsesji. Zawsze miałem architektów za kogoś takiego. W rozmowach z nimi miałem poczucie, że im trudniejszy projekt dostali (ciasna działka, mały budżet, mało materiałów i jeszcze trzeba było zrobić tak, żeby to pasowało do tego, co wokół), to kiedy udawało im się to zrobić, byli tak zadowoleni, że w pierwszej kolejności tym się chwalili. I teraz, jeżeli dokładamy kolejny element do tej układanki, czyli środowisko i mówimy „Hej, macie ciasny budżet, małą działkę, musicie tutaj wykręcić coś niesamowitego, a do tego jeszcze musicie zrobić tak, żeby to odbijało światło, zbierało deszczówkę i generalnie nie robiło syfu na planecie” no to oni „Nie, to tu już nie ma fajnej zagadki”.

Zadziwiające.


Trochę tak. Bo, nawet z perspektywy tego, co ja robię w życiu… To znaczy my tutaj, w Instytucie Reportażu, mamy szkołę eko poetyki i zajmujemy się tym, w jaki sposób literatura i opowieści mogą uczestniczyć w uporaniu się z najgorszymi konsekwencjami zmian klimatu i przeciwdziałaniu zmianom klimatu czy w ogóle kryzysem ekologicznym. I pomijając to, że jest w tym oczywiście pewnego rodzaju misyjność – to znaczy, że jesteśmy strasznie spietrani tym, co się dzieje i chcemy zrobić coś, na czym się znamy, żeby jakoś może pomóc – to oprócz tego wszystkiego mamy takie poczucie – wielokrotnie! – że to jest super ciekawe od takiej twórczej strony. Że to trzeba wymyślić na nowo. Jaramy się tym, że nagle wydaje się, że tu naprawdę trzeba coś wymyślić. Nie wymyślić po to, żeby to udziwnić i żeby się to lepiej sprzedało, tylko wymyślić po coś. Kiedyś, pisząc wstępniak do (chyba) festiwalu Łódź Design, wpadłem na takie zdanie, które wydaje mi się powinno zarezonować, ale nie wiem, czy rezonuje. To znaczy, że architektura, architekci i projektanci znowu są potrzebni. 100 lat temu byli potrzebni, żeby wymyślić architekturę na nowo. Wymyślili modernizm. Może nie był to najlepszy pomysł, ale przynajmniej spróbowali i znowu są dziś potrzebni. Po stu latach przychodzi okazja do tego, że oni znowu muszą coś wymyślić i tylko oni mogą to zrobić. No ale jakoś się nie zapisują na razie do tego pomysłu.


Słowa kluczowe:

architektura, budownictwo, adaptacja, adaptacja klimatyczna. zieleń w mieście

pocotoeko.pl