16 wrz #66 Skąd powodzie w mieście i co z tym zrobić?
Zapraszam Was na 66. odcinek „Po co to eko”. Podcastu, w którym zastanawiamy się co zrobić, żeby klimat stał się naszą wspólną sprawą. Dzisiejszy odcinek częściowo będzie narracją prowadzoną przeze mnie, a częściowo będą to krótkie wywiady z ekspertką i ekspertem z dr inż. Edytą Łaskawiec, technolożką wody i ścieków oraz z Grzegorzem Walijewskim, rzecznikiem prasowym Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, hydrologiem. Jak widzicie w tytule dzisiejszego odcinka porozmawiamy o powodziach w miastach, ale tak naprawdę porozmawiamy chyba w ogóle o miastach i odporności. Dlaczego taki temat? Dlaczego to jest ważne? Mamy połowę września… Tego lata, myślę, że zgodzicie się ze mną, odczuliśmy w Polsce skrajne warunki pogodowe. Z jednej strony były to susze i upały, z drugiej powodzie, podtopienia. Przykładów nie trzeba szukać daleko.
Goście odcinka:
Grzegorz Walijewski, IMGW: https://www.imgw.pl
dr inż. Edyta Łaskawiec w sieci: https://www.instagram.com/wastewater_based.doctor/
Zapowiedziane odnośniki (pozostałe źrodła na dole strony):
BAZA DANYCH O GWAŁTOWNYCH ZJAWISKACH POGODOWYCH https://www.eswd.eu/?&lang=pl_27
BHP i upały https://obserwator.imgw.pl/2023/01/23/zdrowie-i-klimat-czesc-i-upal/
TRANSKRYPCJA ODCINKA 66:
Mamy połowę września… Tego lata, myślę, że zgodzicie się ze mną, odczuliśmy w Polsce skrajne warunki pogodowe. Z jednej strony były to susze i upały, z drugiej powodzie, podtopienia. Przykładów nie trzeba szukać daleko. Susza była widoczna w niskich stanach wód, niskich stanach rzek. Osoby, które mają kawałek ziemi na pewno zauważyły, że wcale nie tak łatwo jest – już kolejny rok z rzędu – zadbać o odpowiednie nawodnienie. Równocześnie, jeżeli ktoś mieszka w mieście albo bywa w mieście, to bardzo możliwe, że też zauważyliście w środku lata, kiedy jeszcze daleko było do jesieni, opadające liście. Te opadające liście, takie suche, nagle wysuszone i opadające na chodniki to nie jest oznaka wcześniejszej jesieni, tylko oznaka tego, że drzewom po prostu brakuje wody, że są w stresie wodnym.
Co jeszcze? Skończyło się lato. Być może w wakacje jeszcze te wysokie temperatury bardziej akceptowaliśmy, a dużo osób też się z nich po prostu cieszyło, bo „lato, urlop, można też czasami odetchnąć”. Natomiast wielkim zdziwieniem, chyba dla wielu z nas, były temperatury, które pojawiły się w pierwszym tygodniu rozpoczęcia szkoły. 4 września w prawie całym kraju było ponad 30 stopni, miejscowo powyżej 33. Wiele szkół podjęło decyzję o tym, żeby skrócić lekcje, dlatego, że było to po prostu niebezpieczne dla uczniów i niebezpieczne dla osób uczących, które w szkole pracują – ze względu na BHP. Warto też powiedzieć, że Ministerstwo Edukacji Narodowej podjęło w związku z tymi temperaturami kroki zaradcze, przygotowując się już na sezon końcówki roku szkolnego, czyli na maj-czerwiec, kiedy znowu spodziewamy się wysokich temperatur. Tak, aby prawo było przygotowane na wprowadzenie czegoś takiego jak maksymalna temperatura, do której szkoły mogą być otwarte, mogą działać. Do tej pory prawo od wielu lat ujmowało tylko Minimalną temperaturę. Czyli jeżeli temperatura spadała poniżej określonego poziomu, wtedy szkoły były zamknięte i uczniowie nie mogli się tam uczyć. Sytuacja się zmienia, rzeczywistość się zmienia. Prawo musi w końcu za tym nadążyć i myślę, że to jest duży znak czasów, że to się dzieje.
Jeśli chodzi o przykłady tego, jak wyglądały powodzie, podtopienia. Są takie strony, gdzie można sobie sprawdzić, dla osób takich bardziej zainteresowanych detalami, jakie ekstremalne zjawiska pogodowe występowały w Europie. W tym można sobie wyselekcjonować Polskę. Jeżeli jesteście ciekawi takich narzędzi, to wrzucę to w opisie odcinka. Natomiast wystarczy tak naprawdę wpisać „powódź lato 2024” w internet i ja mam takie skrawki z gazet, nazwijmy to wycinki, dowody na istnienie, w których sobie czytałam na przykład „Nawet metr wody. Strażacy walczą z zalaniami w Lesznie i okolicach”, „Lubań ogromne zalania, podtopienia po porannej ulewie”. „Pozalewane piwnice, ulice, skrzyżowania. Gwałtowna ulewa przeszła nad Łomżą. Opady deszczu były na tyle intensywne, że z brzegów wystąpiła Łomżyczka, zalewając położone w sąsiedztwie budynki”, „Zamość walczy ze skutkami powodzi błyskawicznej. Liczy straty. Zalane szkoły, bursa, ZOO. Blisko 200 interwencji”, „Bielsko-Biała podlicza straty po powodzi. Na razie 15 milionów złotych”. Paraliż komunikacyjny w Warszawie to chyba najgłośniejszy temat, o którym wszyscy słyszeli. Zalany tunel. Sparaliżowana komunikacja w mieście. Zresztą to właśnie ta powódź w Warszawie była punktem, w którym zdecydowałam się nagrać ten odcinek i zaczęłam prace przygotowawcze do niego. No bo co?
Kiedy ja na to wszystko sobie patrzę, to szczerze rodzi mi się w głowie jedno proste pytanie: Na ile nasze miasta są przystosowane do tego, co się dzieje i do tego, jak zmieniają się warunki pogodowe? Czy nasze miasta są gotowe na to, że rośnie liczba upalnych dni? Czy nasze miasta są gotowe na to, że te nawalny deszcze pojawiają się coraz częściej? Czy są gotowe zadbać o mieszkańców w starszym wieku (którzy są coraz bardziej narażeni, których też przybywa, bo my jako społeczeństwo się starzejemy)? Mogłabym zapytać w końcu, czy nasze miasta chcą być miastami dla mieszkańców, czy dla inwestorów? Ale wiem, że to byłoby trochę takie naiwnie postawione pytanie. No bo jednak trzeba to pogodzić. Ale czymś innym jest moim zdaniem pogodzenie tych potrzeb na jakimś zdrowym poziomie, w którym myśli się też w dłuższej perspektywie czasowej, a czymś innym jest chodzenie na rękę inwestorom, a ludziom dawanie, za przeproszeniem, resztek z pańskiego stołu – jeżeli chodzi o priorytety, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo, jeżeli chodzi o jakąś taką jakość życia.
No i z bólem się patrzy na różnego rodzaju sytuacje, decyzje, sposoby w ogóle urządzania sobie tej przestrzeni, w której żyjemy w taki sposób, że ja widzę czyjeś tam prywatne zyski, a koszty są… publiczne. „Niech się tam ludziom jakość życia pogarsza”, „niech się duszą niech chorują”. I naprawdę zastanawiam się nad tym, co my jako mieszkańcy dostajemy od tych naszych polityków, na których głosujemy. Ale też zastanawiam się nad tym, czego my oczekujemy. Czy my jesteśmy tak naprawdę świadomi tego, że sytuacja klimatyczna się zmienia? I czy zauważamy, że jest gorzej, że będzie gorzej pod pewnymi względami? No i zastanawiam się, czy my się po prostu pogodzimy z tym, będziemy się tak godzić na to, czy będziemy czegoś więcej oczekiwać? Czy po prostu część osób, która ma pieniądze, machnie ręką i się przeprowadzi na wieś… Co zresztą się dzieje…
Tyle moich motywacji i emocji związanych z tym tematem. Ale przejdźmy do meritum. Ten odcinek ma w tytule „powodzie”. No bo woda jest takim dobrym punktem wyjścia do rozmowy o miastach. Tak jak wspomniałam, częściowo będę tutaj opowiadała, a częściowo wypowiedzą się zaproszeni eksperci Grzegorz Walijewski i dr inż. Edyta Łaskawiec. I razem poszukamy odpowiedzi na kilka pytań. Na przykład to, „czy w Polsce faktycznie jest więcej upalnych dni?”. No bo przecież, wiecie, „Hydrozagadka” („Panowie, że żar leje się z nieba…”) z 1971 roku przecież, to na pewno w tamtych czasach musiało też być gorąco. I na pytanie, „Czy w Polsce więcej pada?” No bo ktoś tam pamięta na przykład, że kiedyś, też jakieś miasto zalało. Poszukamy odpowiedzi na to, czy nawalne opady deszczu, takie jak właśnie te niedawno, które zalały Warszawę, mają związek ze zmianą klimatu. Dlaczego skutki opadów są tak szczególnie dotkliwe w miastach? No i przede wszystkim zastanowimy się, co musimy zrobić, żeby być bardziej odpornym, przygotowanym na przeplatające się ze sobą susze i silne opady, społeczeństwem. Szczególnie z naciskiem tutaj na takie realia miejskie.
Zaczęłam od upału i od cudownej „Hydrozagadki”, filmu, który bardzo lubię. Sprawdziłam sobie dane, które są ogólnie dostępne, z których wynika, że w stosunku do lat 80. mamy w Polsce dni upalnych trzy razy więcej. Generalnie temperatura rośnie na całym świecie. Nie wiem, czy śledzicie te dane, ale według Copernicus Climate Change Services sierpień 2024 roku był 13 w 14-miesięcznym okresie, najgorętszym miesiącem w historii pomiarów. To znaczy… To się zaczęło w czerwcu 2023, w którym był taki rekordowo ciepły czerwiec w historii wszystkich czerwców. Potem był kolejny lipiec, sierpień, wrzesień i tak zamknęliśmy całe równe 12 miesięcy, bijąc kolejne rekordy. I czerwcem 2024 weszliśmy w kolejny ten tryb, czyli kolejny najcieplejszy w historii. Lipiec 2024 nie pobił tego rekordu, natomiast sierpień znowu jest na szczycie i to po prostu rośnie.
Zmiany globalne są bardzo mocno odczuwalne w Europie. Europa nagrzewa się szybciej niż średnio cały świat. No i w Polsce możemy też te upały odczuwać. Co to właściwie znaczy? Dużo osób lubi ciepło, wiecie, gorące lato. Znam osoby, które z Polski wylatywały na wakacje do Włoch, żeby się w 40 stopniach smażyć. No jakby rozumiem, można. Można lubić też takie temperatury. Natomiast czymś innym jest – moim zdaniem – jednak upał w momencie, w którym masz wakacje, szczególnie długie wakacje, możesz sobie leżeć i nic nie robić i wskakiwać co chwilę do basenu i się chłodzić… Czymś innym jest upał, kiedy jesteś osobą uprzywilejowaną, czyli po prostu stać cię na klimatyzację, albo możesz wybierać, czy chcesz być w klimatyzacji, czy chcesz się trochę posmażyć. Czymś innym jest upał kiedy jesteś osobą w jakimś bardziej elastycznym czy wolnym zawodzie i możesz sobie manewrować godzinami pracy: trochę sobie popracujesz rano, a potem odpoczniesz, taki trochę tryb sjesty i potem sobie popracujesz na przykład wieczorem, albo w ogóle masz liczbę godzin mniejszą. Ale czymś zupełnie innym jest upał dla grup, dla ludzi, którzy po prostu takich warunków nie mają. Które nie mają klimatyzacji albo nie mają samochodu, albo jeżdżą samochodem bez klimatyzacji, albo muszą się bardzo długo komunikacją przemieszczać ze swojego miejsca życia do miejsca pracy, albo mieszkają w małym, ciasnym mieszkaniu, w którym jest bardzo gorąco. Wiecie, są badania, które pokazują, że upał zwiększa… Jest ludziom niekomfortowo. Łatwiej się też denerwują. Zwiększa agresję czy zwiększa częstotliwość jakichś starć. Patrząc na to z tej perspektywy, wygląda to zupełnie inaczej. Nie mówiąc już zupełnie o osobach, które w upale pracują, czyli pracują na zewnątrz – pracownicy fizyczni, nie mówiąc już w ogóle o osobach bezdomnych, które jak pewnie każda osoba w większym mieście widzi, po prostu uciekają w tych upałach do jakichś głębszych części parków, co jest zupełnie zrozumiałe. Ja znam też taką zaprzyjaźnioną firmę, w której pewne prace się wykonuje fizycznie, z wykorzystaniem metalowych części, które się bardzo mocno nagrzewają. No więc mają taką część sezonu, w której pracę się robi w nocy, no bo inaczej po prostu nie da się tego zrobić na słońcu. Natomiast już pomijając kwestie pracy, tych zasad BHP, które też ustalają pewne temperatury i warunki, w których powinniśmy pracować, ale różnie to może być z tym ich realizowaniem (jeśli jesteście ciekawi tych szczegółów, to wrzucę też to w opisie odcinka).
Natomiast ogólnie upał jest zagrożeniem dla osób starszych, dla osób przewlekle chorych, dla kobiet w ciąży, dla dzieci małych, bo to są takie osoby, które mają ograniczone możliwości regulowania temperatury swojego ciała. Były w Polsce takie badania i opisuje to bardzo ciekawy raport Polskiego Instytutu Ekonomicznego z 2023 roku. Nr 4. „Wpływ zmian klimatu na gospodarkę Polski” na przykładzie wybranych miast wojewódzkich. No i tam zrobiono badania, analizę, w kilku [przypis – pięciu] miastach wojewódzkich i wynika z nich, że wzrost temperatury maksymalnej powyżej 30 stopni Celsjusza w analizowanych miastach umiera przeciętnie o 153 osoby 60+. W sensie o 153 osoby w wieku 60+ więcej umrze danego dnia niż umarłoby statystycznie bez tego wzrostu temperatury. Jeżeli taki upał się pojawia, dwa dni z rzędu, są dwa dni upalne z rzędu, to liczba takich nadmiarowych zgonów osób starszych wzrasta do 367. To są, wiecie, liczby, statystyki. Ja wiem, że to za bardzo może nie ruszać, ale wystarczy sobie wyobrazić, że to jest po prostu nasza mama czy nasz tata, czy nasi dziadkowie, czy nasi starsi sąsiedzi, których również to może dotknąć i organizm sobie z tym nie poradzi.
A teraz… Ja jeszcze tak optymistycznie, jako prawie 40-latka, mówię, że to są rodzice, czy to są dziadkowie.
Natomiast – trochę wracając do tego mojego pytania, do przygotowania miast do zmieniających się warunków… Nasz kraj jest jednym z najszybciej starzejących się krajów w Europie. Maleje liczba urodzeń. To jest jedno. Ale też długość życia się wydłuża i koniec końców przeciętna osoba, która mieszka w Polsce, teraz ma bodajże już przekroczone 42 lata. Przeciętna osoba w 2035 roku, czyli za moment, już za 11 lat, przeciętna osoba mieszkająca w Polsce będzie miała 48 lat. Prognozy GUS-u wskazują, że w 2035 roku, czyli podkreślę, bo to się czasami wydaje ludziom, że to jest długo – za 11 lat niecałe 1/4 mieszkańców polskich miast będzie miała 65 lat i więcej. Więc mówimy tutaj o tym, jak lada moment będą wyglądały warunki życia w mieście 1/4 mieszkańców.
To jest diagnoza czy zarysowanie tej sytuacji. Czego potrzebujemy, żeby sobie z tymi upałami radzić? O tym będziemy mówić na końcu tego odcinka. Bo tak naprawdę, jak może sporo osób tutaj już wie, wiele rozwiązań, które służą i pomagają nam radzić sobie z upałami, to są równocześnie te rozwiązania, które pozwalają nam radzić sobie z nadmiarową wodą, z intensywnymi opadami. Więc skupię to wszystko na koniec.
Przechodząc do deszczu, przechodząc do pytania o to, czy w Polsce pada więcej deszczu i czy nawalne opady takie właśnie, które ostatnio widzieliśmy w Polsce tego lata, które zalały Warszawę, mają związek ze zmianą klimatu… Na to pytanie odpowie już, poproszony o krótką rozmowę przeze mnie, rzecznik Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej Grzegorz Walijewski. Posłuchajcie tego, co ma do powiedzenia.
Marta: Panie Grzegorzu, to moje pytanie… Dwa w jednym trochę. Czy intensywne opady mają związek ze współczesną zmianą klimatu? I czy to jest przypadek, że te chmury z takimi opadami zbierają się nad miastami? Czy może równie dobrze mogą one się pojawić w innych miejscach, tylko po prostu mniej widzimy tego konsekwencje i mniej o tym rozmawiamy?
Grzegorz Walijewski, IMGW: To jasno trzeba podkreślić, że jednak sytuacja, która się dzieje w Polsce, związana z intensywnymi opadami deszczu, jest wywołana zmianą klimatu. Widzimy coraz to bardziej niebezpieczne, ulewne i nawalne opady deszczu, które jeżeli trafią oczywiście na teren zurbanizowany, są bardziej niebezpieczne i bardziej można powiedzieć medialne. Ale te opady występują już od jakiegoś czasu, tak naprawdę od ponad 10 lat. Obserwujemy takie sumy dobowe, które przekraczają miesięczne sumy opadów. No naprawdę w Polsce już obserwujemy. Gdyby nie zmieniający się klimat, to byśmy nie mieli aż tak intensywnych opadów deszczu. Oczywiście, w latach powiedzmy 70-80. czy w ogóle w zeszłym wieku obserwowaliśmy takie chwilowe, punktowe, nawalne opady. No ale to były incydenty. Natomiast teraz właściwie co chwila obserwujemy tak nawalne opady deszczu. Więc jeżeli tutaj chcemy znaleźć przyczynę tego, co się działo na przykład w Warszawie, tego, co się działo w Zamościu, Jeleniej Górze, ale Bielsko-Biała też, a przypomnę też na początku sezonu burzowego, też Gniezno, kiedy to zalało miasto, a wręcz zasypało też gradem… To jest efekt właśnie zmieniającego się klimatu.
Co się dzieje? Zmienia się charakter opadów, bo jeszcze w zeszłym wieku obserwowaliśmy nawet 15-17 dni z opadem i to była norma. Natomiast teraz, o ile sumy na przykład miesięczne albo roczne są zbliżone (one są cały czas podobne, mniej więcej na tym samym poziomie), o tyle liczba dni z opadem nam drastycznie spada. Często bywa tak, że przez zaledwie cztery dni obserwujemy na danej stacji opad, a suma miesięczna jest zapewniona, a czasami nawet więcej [przekroczona], więc widać jak nawalne te opady deszczu są. No cóż, skoro nagrzewa się nam atmosfera, energia kumuluje się w tej atmosferze, ona może przyjąć większą ilość wilgoci. No ale w pewnym momencie ta energia musi gdzieś się wydostać, a wydostaje się w postaci właśnie takich nawalnych i ulewnych opadów deszczu, w postaci burz. No i te burze powodują, że jeżeli w miastach ten deszcz spadnie, to [mamy] podtopienia, zalania, problemy komunikacyjne i liczne również interwencje strażaków straży pożarnej. Także z całą pewnością możemy powiedzieć, że gdyby klimat się tak nie zmieniał, to byśmy aż tak ulewnych opadów deszczu nie mieli.
Natomiast no tutaj też trzeba powiedzieć, że ta informacja jest medialna w momencie, kiedy spadnie w mieście, prawda? Szczególnie w dużym mieście, tak jak stolica, czy powiedzmy tutaj, Zamość, bardzo piękne, zabytkowe miasto. Ale jak już spadały takie opady na przykład w obszarach takich mniej zurbanizowanych, gdzie nie było tylu mieszkańców, to wtedy tak się za bardzo tym nie interesowaliśmy. Więc okazuje się, że faktycznie tym największym aktywistą klimatycznym jest sama pogoda, która jest bardzo niebezpieczna. No i teraz częściej o tym mówimy. Może niektórzy otworzyli oczy, że no faktycznie coś tutaj się dzieje i tak naprawdę, no dzieje się, dzieje się i ta zmieniająca się struktura opadów, te nawalne opady deszczu są wynikiem zmiany klimatu.
Marta: Gdybym tak technicznie chciała to doprecyzować… Średnia temperatura powietrza na Ziemi się podnosi, również podnoszą się temperatury oceanów. Jak rozumiem, te oceany parują bardziej intensywniej, ponieważ są nagrzane. Tak samo woda paruje z lądów. I czy my mamy więcej chmur? Czy my mamy więcej pary wodnej rzeczywiście w atmosferze.
Grzegorz Walijewski, IMGW: No, chmura jest, można powiedzieć, kondensacją pary wodnej, ewentualnie takim zbiorem kryształków lodu, więc właściwie tak. Po prostu im większa temperatura atmosfery, tym więcej wilgoci pomieści. Więc to jest prawo fizyki, tutaj tego nie zmienimy. No i patrząc nawet na dane z Polski, ostatnie 70 lat temperatura wzrosła o ponad 2 stopnie Celsjusza. W latach 50.-60. średnia roczna dla Polski to było około około 7,7 stopnia Celsjusza. Dziś średnia to już 9,2 stopnia Celsjusza. Ale są takie lata, jak na przykład zeszły rok, kiedy ta temperatura była ponad 10 stopni Celsjusza, a w tym roku niewykluczone, że będzie rekordowo wysoka. Na ten moment idziemy na taki rekord, że może to być nawet 11 stopni. No więc jeżeli ktoś był w krajach, gdzie ta wilgotność była zdecydowanie wyższa, a było jednocześnie ciepło – niech to będą kraje śródziemnomorskie, albo niech to będzie na przykład Tajlandia, Bangkok – no proszę zobaczyć, jak tam ta wilgotność wygląda. I zresztą ciężko jest oddychać. Natomiast jak tam też spada deszcz, to spada naprawdę bardzo konkretny opad.
I tutaj dzieje się to samo w Polsce po prostu. No, gdyby nie zmieniający się klimat, gdyby ta nie galopująca w górę temperatura, no to byłoby troszeczkę inaczej. Ale cóż, szukamy też winnych. A kto jest winny? Ja jestem winny, Ty jesteś winny, My wszyscy jesteśmy winni. Dlaczego? No cóż. Gazy cieplarniane. Czy to zwiększony konsumpcjonizm, czy to po prostu zmiana naszego życia? No bo wiadomo, kiedy wynaleźliśmy energię i zaczęliśmy spalać wszystko to, co można było spalać (tutaj oczywiście mówimy o, powiedzmy, węglach), no to zaczęliśmy emitować ogromne ilości dwutlenku węgla, ale nie tylko, bo przecież niech to będzie metan, który jest jeszcze bardziej, niedobrym gazem, bo jest jeszcze bardziej ogrzewająca atmosferę. To wszystko spowodowało, że atmosfera nam się bardzo, bardzo mocno ogrzała. Efekty? Ulewne opady deszczu, coraz silniejsze porywy wiatru, trąby powietrzne coraz częściej pojawiają się w naszym kraju, ale jednocześnie też konsekwencjami tego są susze, które w Polsce występują właściwie od 2015 rokrocznie, permanentnie można powiedzieć. No i nie widać właściwie poprawy.
Marta: Wie pan co, ja mam takich tutaj słuchaczy w podcaście, myślę zainteresowanych pewnymi detalami i chciałam dopytać o taką jedną informację. Czytałam artykuł na stronach NASA, który nawet podaje konkretną liczbę, że podniesienie się temperatury o jeden stopień sprawia, że w atmosferze mieści się o 7% pary wodnej więcej . Czy to jest taka ogólna informacja, że podniesienie globalne o jeden stopień zwiększa, czy to jest w jakiś sposób miejscowe? Czyli jeżeli mamy miasto i mamy miejskie wyspy ciepła …Czy to jest właśnie punktowe i ma z tym ma związek z tym właśnie miejska wyspa ciepła?
Grzegorz Walijewski, IMGW: Oczywiście, że miejska wyspa ciepła ma i to duże znaczenie. No tutaj wiadomo, że kumuluje się jeszcze więcej tej energii i kiedy ona jest oddawana, no to właśnie w tej jeszcze bardziej niebezpiecznej formie. Z tym, że to się dzieje nie tylko w miastach. Tak naprawdę dzieje się to wszędzie w Polsce, nawet nad terenami takimi, no, nie zurbanizowanymi. I można śmiało powiedzieć, że to jest trend dla całego kraju i właściwie dla całego globu. Tutaj widzimy, że na całym globie ta temperatura się zmienia. Globalnie jest to już prawie półtora stopnia. Ten rok będzie nawet wyższy niż półtora stopnia, ale musimy tu patrzeć na średnie, więc te średnie jeszcze na szczęście półtora stopnia nie przewyższają. Ale to jest po prostu kwestia kilku lat i będzie półtora stopnia powyżej ery industrialnej. (bo patrzymy na jakieś odniesienie). Więc… Miasto potęguje, ale pozostały obszar w zależności od tego, jaki jest grunt… no tutaj oczywiście jeszcze może być geografia, która też wpływa jakoś, ale to nie mówmy tak, że tylko i wyłącznie miasto ma tutaj ogromny wpływ. Inne grunty, które są po prostu na Ziemi, też mają ten wpływ. Także tutaj nie możemy tylko mówić o mieście jako tym głównym przyczynku do tego, że tutaj będą większe opady.
Marta: No faktycznie, teraz rozmawiamy, bo tereny zurbanizowane są też bardziej szczelne, zabetonowane, ale osobnym tematem już może nie na teraz, nie na dzisiaj jest to, że intensywny opad nad uprawami rolnymi może być bardzo tragiczny w skutkach.
I to się zdarza, to się zdarza. Naprawdę rolnicy mają duży problem, bo oprócz tych intensywnych opadów deszczu pojawiają się również silniejsze porywy wiatru. A w strefie takiej powierzchniowej, kiedy mamy też suszę, to wypłukiwane są te bardzo ważne elementy, znaczy nie wypłukiwane, tylko wydmuchiwane właściwie gleby. No i wtedy ta gleba traci swoje właściwości. I tak się dzieje w Polsce. Ja pamiętam, jak parę lat temu był taki symbol na naszych stacjach, to było takie „S” ze strzełeczkami i to oznacza, że mamy do czynienia z pyłem, a dokładnie z burzą pyłową. Parę lat temu on nie był na naszych stacjach używany, a teraz już parę razy był używany i mało tego, przez suszę, przez właśnie długi okres bezodpadowy, te nasze rodzime pyły, te burze pyłowe były obserwowane nawet z kosmosu, z satelity. To jest ciekawostka. My po prostu widzieliśmy to na Kujawach, widzieliśmy to w województwie lubelskim, gdzie są bardzo ważne gleby. No a później, jak przychodzi deszcz nawalny to często właśnie też powoduje więcej złego, bo wypłukuje dalej tę ważną część gleby. No bo ona nie przyjmuje takiej dużej ilości wody, więc no niestety ta zmiana klimatu ma bardzo złe konsekwencje. A koniec końców tak naprawdę my wszyscy odczujemy, no bo tutaj na przykład może być żywność droższa, może być, no niektóre usługi mogą być droższe, no a tak naprawdę to też wpływa oczywiście na nasze, na nasze zdrowie. Mówimy oczywiście o upale, ale chociaż te opady deszczu też są niebezpieczne, bo tworzą się tak zwane Urban Floods, czyli te szybkie powodzie miejskie. No to też jest bardzo niebezpieczne.
No właśnie, to niebezpieczeństwo, o którym tutaj na koniec wspomniał Grzegorz Walijewski, to jest ten bezpośredni skutek nawalnych, intensywnych opadów, które pojawiają się w naszych miastach. Niebezpieczeństwo związane z życiem, związane ze zdrowiem, związane ze stratami, tymi wszystkimi podtopieniami, o których mówiłam na początku. I to jest ten moment, w którym chciałabym przejść do takiego podsumowania w kilku punktach odpowiedzi na pytanie „Jak to się stało, że te skutki opadów są tak dotkliwe właśnie w miastach?”. Kilka tutaj rzeczy w wypowiedzi pana Grzegorza już się pojawiło. Zabetonowanie czy sposób, w jaki została zaprojektowana nasza kanalizacja? I chciałabym troszeczkę te rzeczy rozwinąć.
Zacznijmy może od tej kanalizacji, bo o tym się chyba aż tak bardzo często nie mówi. Generalnie nikt nie projektował tej obecnej kanalizacji w Polsce na takie opady, jakie mamy teraz. Wiadomo, jest jakaś logika, zdrowy rozsądek, gospodarność i tak dalej, żeby średnica tych rur miała jakąś konkretną wielkość. Nie były one projektowane z myślą o przyjmowaniu takich rekordowych ilości opadów, jakie dzisiaj mamy. Nie radzą sobie z nadmiarem wody. Zresztą doskonale to widać w teraz, dosłownie wczoraj. Dzisiaj. Nie wiem jak się ta sytuacja rozwinie do końca weekendu, ale mamy wysoki stopień, najwyższy stopień alarmu, ostrzeżenia z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej dotyczący opadów w południowo zachodniej Polsce. Wrocław, Opole przygotowują się na bardzo wysoki opad. I Wrocław szczególnie, czyli takie miasto, które wydaje mi się, że w wyobraźni każdej osoby w naszym kraju w pewnym wieku to jest po prostu symbol walki z żywiołem…
Bo wielu z nas pamięta powódź w 1997, a jeżeli ktoś nie pamięta, to miał możliwość też przypomnieć sobie w niedawno wypuszczonym serialu na Netflixie na ten temat („Wielka Woda”). No i generalnie jak sobie teraz popatrzymy na to, jak Wrocław przygotowuje się do tej walki, to… Po pierwsze minęło prawie 30 lat i dużo rzeczy zostało zmienionych, których wcześniej nie było. Powstały nowe zbiorniki retencyjne, zostały wyciągnięte jakieś wnioski na temat tego, co stało się w 97, ale też teraz regularnie właśnie Wrocław opuszcza czy osusza obecne zbiorniki retencyjne, żeby po prostu były one gotowe na przyjęcie nowej ilości wody. Robi przegląd kanalizacji, szczególnie w jakichś wrażliwych punktach opróżnia różne miejsca w tej infrastrukturze kanalizacyjnej, żeby po prostu one były jak najlepiej przygotowane do tego. Więc no oczywiście wierzę, że tutaj zostanie zrobione teraz wszystko, co może być zrobione. Natomiast i tak nie mamy gwarancji, że że to wystarczy, dlatego że to wszystko zależy od tego, jaki ostatecznie będzie ten opad, jaka będzie ilość tego opadu. No i na pewno jest taki poziom, z którym właśnie te rozwiązania przygotowane przez ludzi są w stanie sobie poradzić, ale jakby też nie daje to gwarancji. Bo nie wiemy do końca jak ten opad będzie silny, więc no to jest jedna z rzeczy.
Zresztą były między innymi teraz powodzie latem w Dąbrowie Górniczej i pan Piotr Purzyński z biura prasowego Urzędu Miasta komentował właśnie tę powódź w Dąbrowie: „Nic nie jest przygotowane na tak gwałtowne deszcze. Doszło do opadów, których na co dzień nie ma. Nawet zbiorników retencyjnych nie projektuje się na takie ilości wody. Studzienki nie były w stanie przyjąć tego naporu”. To perspektywa miasta, nie tego, które wszyscy znamy – być może tutaj Wrocław jest szczególnie wrażliwy na ten temat i miejmy nadzieję, że jest jak najlepiej przygotowany. Natomiast no po prostu średniego miasta, średniego miasta w Polsce.
Z tą kanalizacją wiąże się też taka rzecz, że ja czytałam to w raporcie NIK-u (więc wydaje mi się, że to jest, no, bardzo wiarygodne są te dane, ale nie było tam odnośnika, więc mam taki zawsze niedosyt – natomiast, dobra, przytoczę to, mówię skąd). Przeczytałam w jednym z raportów, że 70% wody opadowej, która spada na polskie miasta, trafia do kanalizacji. Czyli mowa tutaj właśnie o deszczach i mowa tutaj o roztapiających się śniegach. Jeżeli ten śnieg jest w danym roku oczywiście. To jest jakaś w ogóle gigantyczna liczba. To jest coś, co pokazuje, że my naprawdę jesteśmy po prostu totalnie zalani betonem. No i nie ma się co dziwić, że jeżeli 70% opadów spada do kanalizacji i potem tę kanalizację czasami przeleje, czasami nie. Ale nawet jeżeli to nie jest aż taki silny opad, ale zostanie zebrany przez kanalizacje i ruszy sobie dalej do jakiejś rzeki, a tą rzeką, która też jest często wyregulowana ruszy sobie bardzo szybciutko do jeszcze większej rzeki, a na końcu wpadnie do morza… No to to jest pozbycie się wody.
Ok. Są takie sytuacje, że chcemy się tej wody jak najszybciej pozbyć w nadmiarze, ale jeżeli mówimy o takich przeciętnych opadach, których w dodatku nie pojawia się tak dużo, czy też inaczej – są długie okresy suszy, no to to jest po prostu marnotrawstwo, to jest tracenie wody, spuszczanie tą kanalizacją wody, która mogłaby na tym terenie miasta zostać, służyć, zachowywać wilgoć i tak dalej, i tak dalej. No oczywiście część jest łapana do zbiorników retencyjnych sztucznych i potem wykorzystywana na przykład do podlewania przez pracowników zieleni miejskiej. Część. I tu właśnie o tym porozmawiamy na końcu odcinka. Część wody jest retencjonowana naturalnie przez zieleń. Tego po prostu powinno być więcej. O tym, że ta woda spływa kanalizacją prosto do rzeczki, to się mówi „z chmury do rury”.
Odnośnie rzek warto też tutaj wspomnieć może taką rzecz, która też jest związana z powodziami, że rzeki w Polsce zostały też znacznie zmienione i często ich kształt, ich wygląd, ich cały ekosystem jest daleki od tego, jak ta rzeka wyglądała naturalnie, co też niestety ma… Już pomijam naprawdę kwestie przyrodniczą, za co bardzo przepraszam, i za to, że ten odcinek jest taki skupiony na człowieku. Ale no w momencie, w którym naturalnie wijąca się rzeka ma jakieś serpentyny, ma jakieś właśnie tereny zalewowe, miejsca, w których czasami jest jej więcej i zabiera kawałek ziemi, a potem go oddaje. W momencie, w którym my mamy w mieście taką rzekę wyregulowaną i jeszcze na tym terenie zalewowym, ktoś wydał pozwolenie i ktoś zdecydował się zamieszkać tam – pozwolenie, żeby wybudować jakiś dom czy jakieś osiedle i ludzie tam zamieszkali. No, jakby, kończy się to bardzo często po prostu tak, że ta woda pamięta, gdzie miała ten swój teren zalewowy i ona po prostu, jak będzie jej nadmiar, to właśnie w tym miejscu wyleje, co poskutkuje podtopieniami. Więc to jest to, w jaki sposób my w ogóle gospodarujemy rzekami.
To jest ogromny i duży temat świetnie opisany w książce „Hydrozagadka. Kto zabiera polską wodę?” Jana Mencwela, który zresztą jest też autorem, jak pewnie wiecie „Betonozy”. Także ugryzł temat z dwóch stron doskonale. Zachęcam zresztą też do rozmowy z Jankiem tutaj w podcaście. I to jest jakby cała historia ponad stuletniego osuszania naszego kraju. Bo Polska była krajem błotnistym, mokrym, wilgotnym, bagnistym, z torfowiskami. No i zaczęliśmy w pewnym momencie osuszać te gleby, żeby czerpać z tego korzyści, móc tam po prostu uprawiać, wypuścić się tam z rolnictwem. No, niestety, mieliśmy z tego korzyści przez wiele lat, ale warunki się zmieniły i dzisiaj nie cierpimy w Polsce na nadmiar wody, tak jak było to 100 lat temu, ale na jej niedobór. I dotyczy to tak samo miast, jak i właśnie rolnictwa, o czym zresztą krótko pan Grzegorz Walijewski tutaj wspomniał. No właśnie, więc tutaj były te rzeki niedostosowane, kanalizacja.
Co jeszcze? Wspomniałam na początku, że chciałabym też odpowiedzieć krótko na pytanie, czy susza wyklucza powodzie. Ważna rzecz: jeżeli intensywny deszcz spadnie na taką bardzo mocno wysuszoną glebę albo właśnie oczywiście powierzchnię betonową, szczelną, no to woda po prostu nie wsiąka, spływa po powierzchni. Czyli w momencie, w którym szczególnie potrzebujemy tej wody i ten opad jest taki intensywny, nawalny – nie jest to taka mżaweczka, która pozwoli wsiąknąć – no to niestety nic dobrego nam to nie robi. Ani ta gleba tego po prostu nie przyjmie, ani my nie jesteśmy jakby przez tę glebę ochronieni retencją wody, bo po prostu to po niej spływa.
No i kończąc już powoli kwestię powodów, przechodzimy do ulubionego tematu wielu z nas, czyli betonu, betonozy. Zacytuję na początek tutaj prezydenta Zamościa, który się na Facebooku po powodzi w Zamościu wypowiedział tak: „Najpierw betonujemy co tylko się da, a potem słyszę setki pytań dlaczego studzienki nie są w stanie odprowadzić wody? A właśnie dlatego, że woda nie ma gdzie wsiąknąć, bo wszędzie jest beton. I znowu straty musimy pokrywać z własnego budżetu. Kolejne obciążenie”. No i właśnie pytanie o to, jak beton stał się podstawową materią, która znajduje się pod naszymi stopami w miastach, jest pytaniem fascynującym. I przyznam, że szukałam głęboko w różnych miejscach odpowiedzi na to pytanie. Zrobię tu przy okazji małą reklamę. Przy okazji przygotowywania takiego merytorycznego opracowania właśnie na ten temat dla EC1 w Łodzi, gdzie pomagałam przy wystawie „Klimat na zakręcie”, która jest otwarta – zachęcam, możecie sobie ją zobaczyć. No generalnie wiecie, do każdej rzeczy, która gdzieś ostatecznie ujrzy światło dzienne jest często potrzebny duży research i ja ten research właśnie robiłam.
No i znalazłam też trochę takich odpowiedzi kulturowych, które mówią o tym, że Polacy jako kraj o chłopskich korzeniach… No, w pewnym momencie ludzie byli po prostu zmęczeni tym, wiecie, błoceniem, tym, że wchodziło się w tych butach do domu i wszystko było brudne i w ogóle. Do dziś dzień znam takie domy, że utrzymuje się czystą część domu i brudną część domu. Na przykład kuchnia czysta – kuchnia brudna. No tak kiedyś po prostu większość osób funkcjonowało. No i wydaje mi się, że to jest zupełnie naturalne, że jeżeli wiecznie w tym błocku po prostu się taplasz, to masz go dosyć i wszystko, co jest czyste, nowoczesne, betonowe jest lepsze. Jest takim przejawem postępu i po prostu odejmuje zwykłemu człowiekowi pracy, bo nie musi tego potem myć, czyścić butów i i ubrań, i tak dalej, i tak dalej. Więc są takie przesłanki osób, które naukowo gdzieś próbowały ten temat zbadać, które pokazują, że no możemy mieć po prostu taką mentalną cały czas tęsknotę do tego, żeby nie wracać do tego błota, z którego pochodzimy. Z ogromnym szacunkiem to mówię, bo ja trochę do tej wody tęsknię. I to jest jakby ta jedna rzecz.
Natomiast to jest na pewno nie wystarczająca odpowiedź na pytanie „Skąd tyle betonu?” Zaczęłam szukać i posiłkować się raportami Najwyższej Izby Kontroli, które właśnie badały między innymi na przestrzeni kilku lat kwestie inwestycji i zieleni miejskiej. No bo ten beton pojawia się w miejscu czegoś. On się pojawia w miejscu ziemi, trawnika, lasku, parku, dzikich chaszczy jakichś tam, które sobie rosły. Wszyscy wiemy, jak to wygląda.
No i teraz przeczytam wam kilka fragmentów z raportów Najwyższej Izby Kontroli, które rzucają trochę światła na to, jak wygląda nasza relacja z betonem. Cytuję: „Procesy podejmowania decyzji dotyczących rozwoju miast często wymagają dokonywania wyborów pomiędzy ochroną przyrody w istniejącym stanie a rozbudową infrastruktury lub zabudowy. Analiza procesu podejmowania decyzji oraz ich skutków wskazuje, że problematyka ochrony przyrody nie jest traktowana priorytetowo, często jest marginalizowana lub w ogóle pomijana. Nie bierze się pod uwagę tego, że system przyrodniczy w mieście pełni bardzo ważne funkcje, a korzyści, które z tego dla nas wynikają, określane są mianem usług ekosystemowych”. Raport zwraca uwagę na skalę realizowanych inwestycji i co za tym idzie na skalę tego wpływu czy też presji na przyrodę w mieście. Cytuję teraz dalej: „Polskie miasta w ostatnich latach określane są mianem miast w ciągłej budowie. Ma to ścisły związek z napływem funduszy unijnych, dzięki którym narasta presja nowych inwestycji, remontów i modernizacji. Intensywność, zakres oraz złożoność tych przedsięwzięć nie pozostaje bez wpływu na zasoby przyrodnicze, w szczególności na rośliny i glebę, które narażone są na stres, uszkodzenia i zniszczenia. Tereny inwestycji to miejsca, w których drzewa, szczególnie cenny element krajobrazu miast są bezpośrednio narażone na stres”.
To, jak wyglądają drzewa w trakcie inwestycji, pewnie wiele osób widziało. Generalnie wystarczy uszkodzić jakiś ważny korzeń albo kilka ważnych korzeni i to drzewo, nawet jeżeli nie zostało pod tę inwestycję wycięte, ono po prostu może tego nie przeżyć. Są świetne wytyczne na pewno z Fundacji Sendzimira, ale wystarczy sobie po prostu wpisać „zieleń w trakcie inwestycji” czy „jak chronić drzewa w trakcie inwestycji czy remontów?”. I jest mnóstwo dostępnej, opracowanej, świetnej, merytorycznej wiedzy, która pokazuje dokładnie, co trzeba robić, żeby pogodzić te potrzeby inwestycji z maksymalnym zadbaniem o stan tego drzewa. Ja kiedyś takie zdanie przeczytałam, nie pamiętam jego dokładnego brzmienia, ale ono było o tym, że drzewa w miastach nie rosną – one po prostu próbują przetrwać. I to jest takie dobre podsumowanie tego, jakie są warunki do życia drzew w mieście, jak one są trudne, jak muszą sobie radzić w bardzo ograniczonym dostępie do wody z presją nacisku – fizycznie – na korzenie. Pozdrawiam tutaj wszystkie miejsca parkingowe, które po prostu na te drzewa wchodzą – nie tylko na pień, ale na systemy korzeniowe – i muszą sobie radzić z ubitą ziemią, z ziemią bez odpowiedniej ilości powietrza w tej glebie czy jakichś składników mineralnych potrzebnych do wzrostu. No i koniec końców te warunki są bardzo ciężkie. Nie zawsze te presje wytrzymują i i ich stan się po prostu osłabia i często po prostu przez to chorują, obumierają.
Niemniej wracając jeszcze do tych raportów NIK u, mój chyba ulubiony raport z 2014 roku, który omawia presję inwestycyjną na zieleń w miastach, to jest po prostu jakiś hit. Z niego wynika – okej, to wiemy – miasta ściągają inwestorów, chcą realizować różne inwestycje w infrastrukturę. Wszyscy mniej więcej rozumiemy, z czego to wynika. No ale właśnie – pytanie, jak przy tym wszystkim szanują tę przestrzeń przyrodniczą i mnóstwo korzyści dla zwykłych mieszkańców, którą ta przyroda daje? Czy to jest takie wiecie „jesteśmy w stanie to uszanować i szukać jakiejś złotej równowagi”, czy jednak ten priorytet jest na jakiś bardzo niskim poziomie? No i być może się domyślacie, że jest on na dosyć niskim poziomie. Przynajmniej tak wynikało to z raportu sprzed 10 lat. Choć nie jestem optymistką, że się bardzo poprawiło. Ale słuchajcie: „Na 201 z badanych przez Najwyższą Izbę Kontroli Inwestycji, w obrębie których znajdowało się 25 377 drzew, urzędnicy zezwolili na wycinkę 99,8% tych drzew. Odmówili zezwolenia na wycięcie tylko 59 drzew”. No i teraz dalej, co czytamy w tym raporcie? Że „co prawda te zezwolenia na usunięcie drzew wydawano zgodnie z ustawą o ochronie przyrody, ale postępowania nie były prowadzone rzetelnie. W szczególności bardzo ograniczone było postępowanie dowodowe. Zgromadzony materiał dowodowy świadczył o tym, że pierszeństwo dawano interesom inwestora, a interes społeczny, jakim jest ochrona przyrody traktowany był jako drugoplanowy. W większości prowadzonych postępowań nie badano wartości przyrodniczej drzew, nie rozpatrywano rozwiązań alternatywnych, a opierano się głównie na dowodach przedłożonych przez inwestora”. W ten właśnie sposób w 201 z badanych inwestycji z 25 377 drzew zostało ochronione przed wycinką 59 sztuk. (Inne pytanie czy sama inwestycja nie uszkodziła tych korzeni i czy te drzewa nadal nadal żyją?).
Wiecie dlaczego o tym mówię? Dlatego, że mnóstwo rzeczy, które teraz się dzieją w miastach, to są takie zielone plasterki. Wiecie, tu ze dwa nasadzenia, tutaj jakiś mały ogród deszczowy, tu się coś wydarzy i jakby okej. To wszystko jest ważne i nawet małe działania, zawsze to powtarzam, że każde małe działanie też ma sens. Szczególnie jeżeli robi się tych małych działań dużo, intensywnie. Ale cokolwiek się dzieje, no jakby… Albo będziemy mieli prawo, które nie pozwala na takie rzeczy (sprawdzałam sobie, już teraz Wam tego nie przytoczę, bo nie mam tego pod ręką, żeby też ten odcinek nie trwał 3 godziny, ale sprawdzałam sobie ceny, wycinki drzew, no to są jakieś po prostu grosze. Absolutnie jest to żaden koszt). Jeżeli nasze regulacje będą nadal sprawiały, że tak niezmiernie łatwo jest się tego drzewa czy jakiejś zieleni pozbyć i w to miejsce postawić coś innego. No to po prostu lepiej nie będzie. Nie orientuję się dokładnie, jak wygląda teraz ta sytuacja, ale pokazuję to jako wiele lat działań, które po prostu doprowadziły do tego, że my dzisiaj jesteśmy gigantycznie zabetonowani i do tego, że jak pojawiają się właśnie takie opady jak tego lata, to na końcu wiele miast na tym cierpi.
Tym sposobem myślę, że to jest dobry moment do tego, żeby przejść do krótkiego porozmawiania o rozwiązaniach. Czyli „co musimy zrobić, żeby być bardziej odpornym na takie właśnie przeplatające się susze z intensywnymi opadami?” Z naciskiem szczególnie na na miasto. W bardzo dużym skrócie odpowiedź brzmi „przeciwdziałać i adaptować się”. Przeciwdziałać, czyli: Jeżeli wiemy, że zmiana klimatu wynika z gigantycznych emisji gazów cieplarnianych i nadal nie są one w odpowiedni, wystarczająco ambitny sposób zatrzymywane, to możemy wspierać polityki, które służą dekarbonizacji, żeby po prostu przeciwdziałać dalszemu wzrostowi i pogarszaniu się tej sytuacji. No ale coraz więcej energii, tak – ja mam takie wrażenie, nie wiem, co o tym myślicie – coraz więcej energii, takich pojedynczych ludzi i instytucji będzie szło już chyba w tę adaptację.
No bo jeżeli wiemy, że już pewne rzeczy i tak idą w złym kierunku, no to teraz pytanie, czy my jesteśmy w ogóle na to przygotowani? I to jest cała ta lista pytań, które tutaj na początku z siebie wyrzuciłam. Więc jeżeli chodzi o adaptację, na pewno istotna jest tutaj, odwracając trochę tę listę powodów i problemów, o których mówię: odpowiednia polityka, odpowiednie prawo, które chroni zieleń, które myśli o tej zieleni jako o czymś, co służy ludziom, poprawia jakość życia, chłodzi temperaturę, już nie mówiąc o wartościach estetycznych czy o tym, że po prostu jest to dobre dla naszej psychiki. Więc odpowiednia polityka, odpowiednie prawo, oczekiwania ambitnych działań od naszych samorządów. Tak samo polityka dotycząca odnawiania mokradeł, bagien i wszystkich tych wilgotnych terenów.
No ale właśnie, oprócz tego wszystkiego w miastach możemy i myślę, że powinniśmy rozwijać też – zamiast gnębić! – sieć naszych sprzymierzeńców, czyli właśnie błękitno-zieloną infrastrukturę, ale też szarą infrastrukturę, która także ma swoją rolę do spełnienia. I o tych sprzymierzeńcach opowie już dr inż. Edyta Łaskawiec, technolożka wody i ścieków, autorka konta edukacyjnego między innymi na Instagramie WasteWaterBasedDoctor, do którego też tutaj podlinkuję w tym odcinku. Zapytałam Edytę o to, co możemy zrobić, żebyśmy mieszkając w miastach, byli lepiej przygotowani? W jaki sposób (i dokładnie jak to mogłoby wyglądać) szara i błękitno-zielona infrastruktura mogą poprawiać bezpieczeństwo, zdrowie, jakość naszego życia w mieście? Posłuchajcie, co Edyta ma na ten temat do powiedzenia.
dr inż. Edyta Łaskawiec: Wciąż istnieje niska świadomość co do długofalowych korzyści, jakie przynosi zielono-niebieska infrastruktura, a nawet ta szara infrastruktura w miastach, które przecież najsilniej będą nękane przez skutki kryzysu klimatycznego, w tym kryzysu wodnego. Ta niska świadomość dotyczy w dużej mierze korzyści tak zwanych ekosystemowych, bo te często bardzo trudno jest zmierzyć i określić ich faktyczną wartość finansową.
Rozwiązania oparte na przyrodzie, w tym zielono-niebieska infrastruktura, są propagowane jako środek, za pomocą którego można stawić czoła wyzwaniom związanym ze zmianą klimatu, utratą bioróżnorodności, ale mogą także wspierać rozwój gospodarczy. W 2022 roku naukowcy oszacowali korzyści wynikające z 85. Realizacji Natural Based Solutions [rozwiązań opartych na przyrodzie] dla mieszkańców europejskich miast, w których zostały one wdrożone. Choć oczywiście nie jest łatwo ocenić korzyści z czegoś, co nie generuje bezpośrednich przepływów pieniężnych. I z tych 85 projektów płyną takie wnioski, że łączną wartość którą przyniosła mieszkańcom ta realizacja, szacuje się na 800 mln dolarów rocznie, a jeden hektar przestrzeni miejskiej z wykorzystaniem rozwiązań opartych na przyrodzie zapewnia mieszkańcom miast średnio 96 tysięcy dolarów rocznie. I przekracza, to przewyższa dwukrotnie, średnie europejskie PKB na mieszkańca.
Chociaż trudno jest określić te faktyczne korzyści finansowe, widzimy, że wdrażanie tych rozwiązań jest szczególnie pożądane również pod tym względem ekonomicznym i społecznym. Głównym argumentem przeciwników zielono-niebieskich rozwiązań czy nawet „miast gąbek jest to, że ciężko jest przewidzieć ich skuteczność w gospodarce wodnej, a efekty są powolne. I muszę się z tym zgodzić. Wielu rozwiązań hydrotechnicznych, rozwiązania oparte na przyrodzie nie są w stanie zastąpić, ale są niezbędne, by skutecznie wspierać zasoby wodne i miejski klimat i uzupełniać właśnie te rozwiązania hydrotechniczne. Szczególnie tam, gdy rozwiązania hydrotechniczne nie do końca są potrzebne, bo w wielu miejscach robiliśmy je po prostu z przyzwyczajenia. Dodatkowo rozwiązania oparte na przyrodzie są tańsze od klasycznych rozwiązań technicznych i zmniejszają zależność miast od takiej kosztownej w naprawie infrastruktury np. wodno-kanalizacyjnej.
Badacze przewidują, że do 2050 roku prawie połowa średniej populacji miejskiej będzie mieszkać w rejonach ubogich w wodę. Ale dobra informacja jest taka, że około 95% wszystkich miast dotkniętych niedoborem wody mogłoby znaleźć przynajmniej jedno potencjalne rozwiązanie, które umożliwiłoby poprawę tej sytuacji. Paradoksalnie wiele rozwiązań sprzyjających poprawie stosunków wodnych w takim samym stopniu jest w stanie poprawić sytuację związaną z brakiem wody z suszą, jak i z nadmiarem wody i z powodzią i podtopieniami. Dlatego niezbędne jest rozwijanie struktury naszych miast w myśl koncepcji takich miast uwrażliwionych na wodę, to znaczy takich, które gromadzą, transportują, przechowują wodę tak długo, jak to jest możliwe, aby spowolnić spływ powierzchniowy, ułatwić infiltrację, naładować warstwy wodonośne, które szczególnie w miejscach dotkniętych urbanizacją są silnie eksploatowane. No i złagodzić właśnie te skutki ewentualnych powodzi. Powodzi błyskawicznych, powodzi miejskich.
Zielono-niebieska infrastruktura łączy w sobie zalety systemów opartych na przyrodzie, które naśladują naturalną hydrologię i regulują te procesy przepływu energii w tej powierzchniowej warstwie gleby poprzez parowanie, regulowanie emisyjności, ruch powietrza, wymianę ciepła, dawanie cienia w przypadku roślin większych (w przypadku drzew) z naturalnymi lub stworzonymi przez człowieka formami retencji wody. W tym właśnie z tą szarą infrastrukturą, która już w miastach bardzo mocno osadzona, ponieważ miasta ocieplają się znacznie szybciej niż te tereny wiejskie. To łączenie infrastruktury zielonej i niebieskiej ma coraz większe znaczenie dla łagodzenia skutków urbanizacji i przystosowania się do zmiany klimatu. No a kryzys wodny nieodłącznie z tą zmianą klimatu się wiąże.
Niebiesko-zielona infrastruktura tworzy, można powiedzieć, pomost między przyrodą a mieszkańcami miasta. O tych aspektach zdrowotnych można mówić bardzo długo, ale skupiając się tylko na tym aspekcie wodnym, urbanizacja zmniejsza infiltrację gleby czy nie pozwala wodzie opadowej zasilić wód gruntowych w miejscu, w którym spadła, a jest to najbardziej pożądana dla naszych zasobów wodnych sytuacja, aby te zasoby były zasilane z tej wody opadowej. A budowa rozwiązań opartych na przyrodzie, zielono- niebieskiej infrastruktury czy „miast gąbek” pozwala na zatrzymanie wody w miejscu, gdzie ona spadnie. Spowolnienie tego odpływu z powierzchni gruntu. Nie tracenie tej wody. Przeciwdziałanie w ten sposób podtopieniom. Bo jeżeli woda ma gdzie wsiąkać, ma gdzie infiltrować i zasilać wody podziemne, to wtedy nie zalega, nie tworzy kałuż, podtopień, rozlewisk. Poprawia to lokalne stosunki wodne również w kontekście właśnie suszy, z którą połowa kraju się zmaga.
Takie zielone pierścienie miast czy rozległe mokradła okalające tereny miejskie są najbardziej pożądanymi formami ochrony zasobów wodnych i klimatu miejskiego. Ale ponieważ realizacja wielkoskalowych projektów wciąż napotyka opór i obserwujemy taką tendencję przesuniętą w kierunku małych projektów, którymi możemy zarażać lokalne społeczności i pokazywać taką namiastkę możliwości, jakie niosą ze sobą rozwiązania zielono-niebieskie, to ten trend budowania takich małoskalowych rozwiązań, które można sprawdzić w już istniejących miastach i powalczyć o każdy centymetr tej przyrody, jest teraz szczególnie cenny i daje szansę na to, że w przyszłości ten trend będzie się rozwijał.
Parki. Strumienie. Drzewa. Podwórka, jeziora, Sadzawki miejskie rolnictwo, tereny podmokłe na mniejszą skalę, ale też puste, nieutwardzone działki czy nawet doniczki na balkonie tworzą usługi ekosystemowe, choćby zapewniając pożywienie dla zapylaczy i regulując mikroklimat i ilość choćby pary wodnej w powietrzu. Zatem rozwiązania mogą obejmować różne skale i różne formy, w zależności od tego, jak dana społeczność bądź też władze tej społeczności miejskiej są otwarte na wdrażanie tych rozwiązań. Ochrona wody pitnej w mieście często wymaga zastosowania rozwiązań umożliwiających infiltrację deszczówki w miejscu, w którym spadła.
Bardzo ważne jest ograniczanie tych powierzchni nieprzepuszczalnych, co może przyczynić się do polepszenia jakości powietrza i mikroklimatu i ograniczenia wyspy ciepła, a więc generowania wielu usług ekosystemowych, nie tylko tych związanych z wodą. Systemy złożone z ogrodów deszczowych, gdzieś zastosowanych, zastosowanych pomiędzy parkami, zmieniających trochę strukturę tych klasycznych parków. Zastosowanie oczek wodnych, strumieni czy mokradeł.
Oprócz funkcji takiej ekologicznej, ozdobnej, wpływającej też sensorycznie na nas, może odciążać kanalizację deszczową, szczególnie w tych miastach, gdzie jest ona połączona w kanalizację ogólnospławną, z kanalizacją sanitarną. BIOSfale czy jakieś rowy filtracyjne sprawiają, że spływ powierzchniowy wody jest transportowany do określonych lokalizacji i zanieczyszczenia i osady, które w mieście są powszechne i zbierane przez tą wodę opadową, są zatrzymywane przez warstwę glebową i roślinną, co zmniejsza transport tych zanieczyszczeń do wód gruntowych. Roślinność może przechwytywać opady deszczu, zwiększać pojemność magazynowania wody podziemnej i poprawić infiltrację.
Takie formy stanowią takie zielone ogniwa w zabudowaniach miejskich obok dróg lub parkingów. Aby trochę buforować odpływ wód opadowych z tych nieprzepuszczalnych powierzchni, których w miastach jest bardzo dużo i z których ciężko jest zrezygnować. Zarówno Rowy infiltracyjne z roślinnością. Ogrody deszczowe, ogrody wertykalne nie zajmują dużo miejsca w przestrzeni miejskiej. Wymagają stosunkowo niewielkiego wysiłku i nakładów finansowych w stosunku do korzyści, jakie ze sobą niosą, poprawiając mikroklimat, dostępność wody lub po prostu pełniąc funkcję elementów poprawiających jakość i ilość wody w mieście.
——-
Na koniec odcinka czytam Apel polskich naukowców do Rządu w sprawie adaptacji do zmiany klimatu, którego treść i podpisy znajdziecie w osobnym wpisie: https://pocotoeko.pl/apel-polskich-naukowcow/
——
https://klimat.pan.pl/zagrozenia-miast-w-kryzysie-klimatycznym/
https://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/upaly-susze-powodzie-klimatyczne-podsumowanie-lata-2022
https://naukawpolsce.pl/aktualnosci/news%2C96100%2Cekspertka-wies-traktuje-dyskusje-o-betonozie-jako-fanaberie-mieszkancow
https://www.nik.gov.pl/plik/id,14204,vp,16655.pdf
https://www.nik.gov.pl/plik/id,14204,vp,16655.pdf
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC10303254/
https://climate.copernicus.eu/copernicus-temperatures-europe-increase-more-twice-global-average-europe-presents-live-picture
https://science.nasa.gov/earth/climate-change/steamy-relationships-how-atmospheric-water-vapor-amplifies-earths-greenhouse-effect/
https://stat.gov.pl/aktualnosci/starzenie-sie-ludnosci-polski-w-swietle-wynikow-narodowego-spisu-powszechnego-ludnosci-i-mieszkan-2021,494,1.html
https://cmm.imgw.pl/?p=17079
Niż genueński