14 lis #47 Każdy może robić coś dla planety. Czy Kim Kardashian wykorzystała swój potencjał? Komentujemy z Katarzyną Zajączkowską
Kim Kardashian walczy ze zmianami klimatu, robiąc to, na czym się zna. Wprowadza nową linię biustonoszy – push up ze sztucznymi sutkami, które „w przeciwieństwie do topniejących lodowców nigdzie się nie wybierają i zawsze zostaną na swoim miejscu”. Jeśli film „Nie patrz w górę” był przerysowaną wersją rzeczywistości, to jak skomentować to? 🙂 O różnych warstwach reklamy i produktu Kardashian rozmawiam z Katarzyną Zajączkowską, przedsiębiorczynią, edukatorką, autorką podkastu i książki pod tym samym tytułem „Odpowiedzialna moda”.
Zapraszamy!
Link do reklamy na IG: https://www.instagram.com/reel/Cy6Iw4VxKy-/?utm_source=ig_web_copy_link&igshid=MzRlODBiNWFlZA==
IG Odpowidzialanamoda.pl : https://www.instagram.com/odpowiedzialnamoda.pl/
Moja strona: https://pocotoeko.pl
Mój IG: https://www.instagram.com/martazwolinskaa/
MZ [wstęp]: Cześć, Dzień dobry, Dobry wieczór. Zapraszam Was na kolejny odcinek podcastu po co to eko. Jeśli słuchacie a jeszcze nie subskrybujecie go na platformach podcastowych, to będzie mi miło, jeśli to zrobicie 🙂 Wtedy będziecie mieć pewność, że nowe odcinki Was nie ominą. A moje odcinki nie ukazują się zbyt regularnie 😉 Co ma też w ostatnim czasie związek z dobrą zmianą, która w moim życiu nastąpiła, o której już tutaj wspominałam, czyli z tym, że dwa miesiące temu. Po co to eko z takiej „roboty po godzinach”, że tak powiem, stało się moją pracą, co mnie bardzo, bardzo, bardzo cieszy. I oczywiście zapraszam Was na stronę Pocotoeko.pl żeby sobie poczytać o tym, co robię i w jaką stronę się rozwijam. Natomiast sam podcast, tak jak był, z taką misją jaką miał wcześniej, jest wydawany, jest kontynuowany i zamierzam dalej robić go podobnym formacie, jak do tej pory. Niemniej dzisiaj odcinek, na który długo czekałam, tzn. już bardzo dawno temu wymieniłam się myślami z moją dzisiejszą Gościnną o tym, że chciałybyśmy porozmawiać ze sobą. No i wyszło, że to akurat teraz 🙂 Zapraszam Was bardzo gorąco na rozmowę z Katarzyną Zajączkowską. Kasia prowadzi podkast Odpowiedzialna Moda, bloga OdpowiedzialnaModa.pl. Wydała książkę pod tym tytułem. I jest jedną z tych osób, których uwielbiam słuchać. Dlatego, że z jednej strony porusza w swoich działaniach tematy mody, konsumpcjonizmu, ale też nie jest tylko o tym. Zazwyczaj zaprasza gości z różnych punktów baniek, z różnych miejsc i próbuje rozmawiać z nimi trochę o życiu, o zmianie. Jestem przekonana, że część słuchaczy i słuchaczek Po co to eko Odpowiedzialną modę kojarzy, kojarzy Kasi rozmowy. Jeśli nie, to zachęcam Was do tego, żeby posłuchać i żeby poznać jej przyjemn głos i też to wnętrze, którym dzieli się w swoich podcastach i w rozmowach ze swoimi gośćmi i gośćmi. A co dzisiaj? Dzisiaj, w przededniu Czarnego Piątku i takiego szału konsumpcjonizm, z Kasią porozmawiamy o działaniach, które się wydarzyły nie tak dawno. Kim Kardashian, ikona konsumpcjonizmu, wypuściła reklamę, w której odwołuje się do zmian klimatu. (LINK na górze strony). Chodzi o stanik ze sztucznymi sutkami. Jestem bardzo ciekawa jak odebrała/eś tę reklamę i użycie klimatu w środku działań marketingowych Kim Kardashian. Natomiast opinie Kasi, ale też moje w dalszej części rozmowy, na którą Was już gorąco zapraszam.
MZ:
Cześć Kasiu!
KZ:
Cześć Marto!
MZ:
Kasia. Byłaś pierwszą osobą, o której pomyślałam, z którą chciałabym porozmawiać po tym, jak zobaczyłam reklamę Kim Kardashian, która walczy ze zmianami klimatu, wprowadzając nową linię biustonoszy ze sztucznymi sutkami. Które – cytat – w przeciwieństwie do topniejących lodowców, nigdzie się nie wybierają i zawsze zostaną na swoim miejscu. Bo pomyślałam sobie, że ja mam tak trudną relację z modą i z marketingiem modowym, i z kreacjami. Jestem tak bardzo na tę branżę w jakiś sposób obrażona, że chciałabym porozmawiać o tym z kimś, kto ma z jednej strony duże doświadczenie do komentowania samych zachowań branży modowej, ale też z którą mogę porozmawiać o greenwoshingu i z którą mogę porozmawiać na styku różnych baniek. Bardzo sobie cenię Twoją otwartą głowę, więc oto się widzimy.
KZ:
Ja z przyjemnością się z tym tematem zmierzę, bo tak, to jest taka reklama, która wprowadza w osłupienie i trudno, trudno przejść obok niej obojętnie. Mnie porusza na kilku poziomach co najmniej.
MZ:
No dobra! Nie pytałam o to specjalnie przed nagraniem, żeby zostawić sobie tę ciekawość 🙂 Powiedz jak odebrałaś tę reklamę? Jakie poziomy odczuć u Ciebie się pojawiły?
KZ:
No to powiem Ci, że pierwszy taki cios to był cios w moje feministyczne serce, ponieważ widzimy kobietę seksowną, piękną, która siedzi przy komputerze i która od razu mówi „no nie, nie jestem naukowcem” – więc takie wolne żarty – ja tylko ubrałam okulary, żeby wyglądać na mądrzejszą. To już jest oczywiście ta moja interpretacja. Od razu sobie myślę o tych stereotypach, że seksi nauczycielki są seksi i że to były zawsze te fajniejsze nauczycielki. Myślę też o tym, co podpowiada nam wyszukiwarka, kiedy wpiszemy hasło „uczennica”. Jakie to są obrazki. A jakie to są obrazki, kiedy wpiszemy „uczeń”. Polecam wszystkim taki eksperyment. Na hasło „uczennica” pojawiają się w grafikach zdjęcia kostiumów, przebrań za uczennice. I to są kostiumy dla dorosłych kobiet. To są podwiązki, to są krótkie spódniczki. To jest taka zabawa w sypialni, w pilną uczennicę albo w niegrzeczną uczennicę. Jak wpiszemy „uczeń”, to oczywiście zobaczymy fajnego dzieciaka z książkami. Więc na tym poziomie już mi się robi gorąco od tego pierwszego skojarzenia. Potem mamy stanik. Ze sterczącymi sutkami, czyli kobieta, która jest zawsze gotowa, zawsze uwodząca. I taki podwójny wałek, który jest też moim zdaniem jakąś metaforą dzisiejszego świata. To znaczy „noszę stanik, który udaje, że nie mam stanika”. Czyli my wszyscy jesteśmy po prostu zaplątani, uwikłani w te sprzeczne oczekiwania. Tak jak wszystkie mamy być piękne, ale hejtuje się wszelkie zabiegi medycyny estetycznej. Wszyscy mamy być bardzo naturalne , ale bez pryszczy, więc mamy nosić „make up not make up”. Mamy jeść wszystko. No bo jedzenie liści sałaty i odchudzanie się jest jakieś takie mało fajne, ale jednocześnie mamy być cały czas szczupłe. Wstyd się zestarzeć. Więc jakby wiesz… Mamy być wysportowane, ale nie możemy się pocić, nie możemy śmierdzieć itd. Więc na takim poziomie bardzo cielesnym, kobiecym, ten stanik ze sterczącymi sutkami, niezależnie od pogody (bo potem będą te komunikaty klimatyczne), to już jest coś, przy czym mi się trochę otwierają szerzej oczy, bo to jest bardzo o standardach, o standardach piękna. No a potem jeszcze wchodzi ta cała narracja, że ten klimat jest takim żarcikiem, pretekstem, że te lodowce się co prawda topią, ale moje sutki nadal sterczą. Więc myślę sobie „ja pitolę”. Jakby… Zawsze mam w takich przypadkach taką głęboką zadumę. Czy ktoś przewidział? Czy to jest celowe, cyniczne wzbudzenie zainteresowania w myśl zasady „nieważne jak mówią, byle mówili”? Niech się wylewają te komentarze. I one super, że się tam wylały, że „Hej. Zmiany klimatu nie są żartem i nie są śmieszne”. Na ile to jest celowe prowokowanie – tak jak mówiono o tych bzdurach Mentzena – że tak naprawdę chodziło o to, żeby wywoływać pewne emocje i emocje są wszystkim i są na sprzedaż, i to one generują ruch w internecie, i przywołują kogoś, kto przyjdzie tam właśnie dlatego, że algorytm podsunie mu tą reklamę, tą burzę, a na końcu i tak kupi sobie T-shirt Kim Kardashian z zupełnie innej kolekcji. Więc ja nie wiem i nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie „Czy to jest cyniczne? Czy to jest głupie? Czy jedno i drugie?”. No ale zanim popłynę, no to dam ci tutaj, wezmę oddech, żebyś mogła się do tego odnieść. Jak ty sobie to odczytałaś? I co ciebie uderzyło?
MZ:
Wiesz co, powiem ci, że ja nie wiem, czy jestem już mało wrażliwa, feministycznie, czy jednak spędziłam trochę czasu w swoim życiu na pudelkach w ramach guilty pleasure… I chyba nie robi to na mnie aż takiego dużego wrażenia. Ale jak najbardziej rozumiem te Twoje odczucia. Jak to odebrałam? Z jednej strony wyczułam ten komediowy sznyt i, rzeczywiście nawet jest podpisane, że autorem tego spotu jest w ogóle kobieta stand-uperka, co pokazuje, że tutaj puszczamy sobie oczko. Ale to jest myślę, że informacja, którą nie każdy pewnie sprawdzi. I totalnie mi szczęka opadła… Mi szczęka opadła, bo mam taką małą obsesję związaną z filmem „Nie patrz w górę”, w którym działy się bardzo przerysowane rzeczy. I tam też celebryci w pewnym momencie żyli z tą kometą. Ja sobie średnio raz na miesiąc ten film przypominam. I to był ten moment, w którym mi się też przypominał. Pomyślałam: jeśli cała narracja wokół tego filmu kilka lat temu – to było w grudniu 2021 – była, że „no to taka przerysowana wersja rzeczywistości”, to ja się pytam „to czym jest to?”. To nie jest film „Nie patrz w górę”. To nie jest jakby żartnawet – tzn. nawet jeśli to jest żart, to to się dzieje naprawdę. Ktoś jednak używa tematu klimatycznego, który jest bardzo poważny do tego, żeby sprzedawać swoją rzecz. Ja mam trochę takie poczucie że to z jednej strony bezczelność, a z drugiej strony odważnie przekroczenie pewnych granic. I takie duże pytanie, ale może do tego wrócimy, czy takie rzeczy będą się działy w mainstreamie? Czy takie właśnie jechanie po bandzie i wpuszczanie tego tematu w ten sposób do mainstreamu się wydarzy? Ale to było to pierwsze wrażenie.
Potem zacząłem czytać opis. No i była to dla mnie taka zagwozdka pod tytułem „jak ludzie to odbiorą?”, bo opis tego produktu brzmi: Oprócz naszej inwestycji w rozwijanie usuwania dwutlenku węgla – to już jest bardzo seksi technologiczne – SKIMS (ta marka) z dumą przekaże 10% zysków ze sprzedaży XXX na jednorazową darowiznę na rzecz One Percent For The Planet, globalnej sieci z tysiącami firm i organizacji ekologicznych współpracujących w celu wsparcia ludzi i planety.Czyli jest ten element „robimy coś dobrego”.
KZ:
Zamykania ust tym, którym się to nie spodoba.
MZ:
Zamykania ust, którym się to nie spodoba. Albo no właśnie? Jak Ty to odebrałaś? Dla Ciebie to było coś takiego, że ok, nadal greenwashing czy jednak przeszło Ci przez myśl, że „w sumie duża, bardzo bogata marka… fajnie…Lepiej dać te pieniądze niż nie dać”?
KZ:
Pewnie w przypadku małej, nie liczącej się firmy, która – są takie, jest taka polska firma rajstop, która bardzo chce robić reklamy ala Benetton, a zawsze wychodzi z tego jakiś dziwny pastisz… Więc gdyby to była taka dziwna polska firma lokalna o małym zasięgu, która komunikacyjnie po prostu regularnie strzela sobie w kolano, to może bym się nie oburzała, ale ja bardzo wierzę, że wraz z rosnącym wzrostem tego impakt/wpływu rośnie nasza odpowiedzialność. To znaczy „Duży odpowiada za więcej, ma większą odpowiedzialność”. Kropka. I to nie jest odpowiedzialność tylko za czyny. I tutaj możemy mówić „o no fajnie, 10% mieć a nie mieć. W końcu to są to są potężne pieniądze”. Ja nawet zrobiłam sobie taki mikro risercz, jak to wygląda teraz w liczbach. No i SKIMS, marka odzieży modelującej i bielizny intymnej stworzona przez Kim Kardashian wyceniana jest obecnie na – uwaga – 4 miliardy dolarów. I w 2022 to było jeszcze 3,2 miliarda dolarów. Firma jest też na dobrej drodze do osiągnięcia w tym roku sprzedaży netto na poziomie 750 milionów dolarów. W zeszłym roku to było 500, więc zobacz, jak agresywnie, jak intensywny jest ten wzrost od założenia w 2019 roku. Firma SKIMS zebrała łącznie 670 milionów dolarów. A jednocześnie Kim Kardashian zbiera teraz fundusze dla swojej nowej firmy, która skupi się na mediach konsumenckich i na inwestycjach. Więc Kim Kardashian jest medialnie i w ogóle, jeśli chodzi o kampanię, ona już teraz wyszła nawet poza to opieranie komunikacji tylko na swojej osobie, zrobiła dużą kampanię walentynkową z bohaterkami z aktorkami, które grały w filmie White Lotos, która była właściwie viralem. Więc jakby już ta komunikacja się zmienia. Ale do czego zmierzam… Ogromne zasięgi, ogromny wpływ. Taka osoba musi wiedzieć, jaki komunikat posyła w świat. I te 10% ze sprzedaży jednego po prostu stanika z sutkami. Sorry, ono zrobi mniej dobrego, niż zrobiłaby, niż zrobiłby jeden post czy film, czy wywiad, w którym ona otwarcie mówi, że jest zaniepokojona tym, co się dzieje. Mówi oczywiście o tym, jakie działania ona podejmuje, jakie działania podejmuje w swoich biznesach, w swoim prywatnym życiu. Ja nie oczekuję, że ona będzie pisać – i wiem, jaki był hejt i taka dyskusja wokół książki Billa Gatesa o tym, Jak ratować świat. I zawsze mamy taką już wszytą podskórnie nieufność wobec tych osób, z którymi się zupełnie nie umiemy zidentyfikować, miliardera czy miliarderki, którzy mówią nam, jak żyć i jak ratować klimat, a sami żyją w zupełnie innych realiach, to nie będą dla nas role models, jeśli chodzi o klimat, ale… Osoba, która jest bożyszczem, czy jest jakąś brand personą, czy role model dla wielu osób nie może po prostu zaprzepaszczać pracy organizacji, naukowców, tych wszystkich ludzi, którzy mówią „hej, jesteśmy na rozdrożu”. Są takie żarty, które już mnie nie śmieszą i nigdy mnie nie będą śmieszyć. I to jest to. To jest właśnie ta kategoria. To jest szkodliwe, to jest szkodliwe. To jest dla mnie ten rodzaj szkodliwości, który się pojawił w kampaniach typu „Lecz się” albo w takiej komunikacji „Zakupy są lepsze niż antydepresanty itd.” To jest po prostu słabe, słabe, szkodliwe, złe.
MZ:
I chyba… Nie wiem, czy się zgodzisz… Ale raczej to jest nieudolnie, że tak wyszło, tylko raczej to zostało przemyślane i skalkulowane. To nie jest to, że ona miała raczej dobre intencje i tylko tak z przymrużeniem oka po prostu wpuściła łaskawie temat zmian klimatu w swoje zasięgi (bo pojawiły się też takie komentarze, że „przynajmniej o tym temacie się mówi”)…
KZ:
Błagam. Wiesz, to byłby fajny argument w latach 80 tych. Jeszcze nic nie wiemy o klimacie, a tu mówi, że „Co? Topnieją lodowcenie?”. No nie
MZ:
Przeglądałam sobie dwa rodzaje komentarzy. No i… Oczywiście organizacje pro środowiskowe dość mono to skrytykowały. Dużo takich komentarzy że „Kim lata prywatnymi samolotami”, że „zużywa bardzo dużo wody”. Zresztą mam tutaj podcast z dziewczyną, która mieszka w Los Angeles i opowiadała konkretny case związany z tym, że któregoś roku była susza i Kim i jeszcze kilka innych takich top celebrytów zużywali tak ogromne ilości wody ponad limity, że – akurat to coś dobrego z tego wyszło – że doprowadziła ta sytuacja do zmian w prawie, że jednak trochę bardziej chcą to uregulować…
KZ:
Ktoś powiedział Kim „nie możesz mieć pięciu jacuzzi i dwóch basenów na terenie swojej posiadłości”. Kiedy ludziom wysycha, wysycha, ograniczamy dostęp do wody, do podlewania trawników albo albo używania jej w ogródkach.
MZ:
Tak. Ten poziom hiper konsumpcjonizmu to jest też temat, do którego przy takim ogólnym podsumowaniu, jeszcze bym chciała wrócić. Ale – jeszcze zostańmy tu. Powiedzmy, że taki zwykły człowiek, który na to trafi i pomyśli „no, może nawet mnie to przekonuje, może jednak to nie jest takie złe”. Osoby, które wspierają tę markę, lobbują w mediach społecznościowych, pokazują, że SKIMS są marką bardzo inkluzywną, że w ogóle mają te staniki we wszystkich kolorach, a ludzie mają różne odcienie skóry. I że to jest bardzo fajne…
KZ:
I w dużych rozmiarach. I tu musimy, i tu musimy przyznać rację, że to było coś, o co się branża mody, a właściwie konsumenci / konsumentki, upominają od dawna. To znaczy, żeby ta moda była incluzywna, żeby ona nie była dla jakiegoś wycinka populacji i do tej najbardziej takiej uniwersalnej i łatwej do zaspokojenia, jeśli chodzi o potrzeby. I super. Tylko pytanie, czy to nam załatwi sprawę? To trochę tak, jakbyśmy chcieli oceniać działania kogoś, kto mówi „no ja segreguję śmieci” i nie widzielibyśmy, że bije swoje dziecko. Ale śmieci segreguje wzorowo. W ogóle co za wspaniała osoba! Ja sobie sprawdzałam jak wyglądają materiały, których używa Kim. To znaczy spróbowałam. Wpisałam sobie w wyszukiwarkę, „czy marka SKIMS jest zrównoważona?” I zobaczyłam, jak na to odpowie algorytm. I bardzo szybko na szczęście skierował mnie na stronę Good on You. To jest taka platforma, która przygląda się markom, sprawdza to, jak one komunikują swoją działalność w trzech kluczowych obszarach, jeśli chodzi o wpływ na środowisko, warunki pracy i dobrostan zwierząt. No SKIMS ma bardzo fajne deklaracje, ale bardzo ogólnikowe i w tej konkretnej klasyfikacji marek dostało najniższą możliwą ocenę, czyli „unikamy”. Dlaczego? Dlatego, że kiedy łańcuch dostaw jest tak nietransparentny, że w zasadzie możemy poprzestać tylko na tych ogólnikach – ja tutaj zacytuję coś, przy czym powinny się nam otworzyć szerzej oczy i na pewno nie powinniśmy na takich deklaracjach kończyć czy się nimi zadowalać, bo możemy przeczytać, że „SKMIS przywiązuje wagę do najwyższych standardów etycznych i zgodności z prawem we wszystkich aspektach swojej działalności i łańcucha dostaw produktów. Współpracuje wyłącznie z dostawcami, którzy wierzą w zaangażowanie, w zrównoważony rozwój, odpowiedzialność, przejrzystość i podzielają te wartości”. No i super, moglibyśmy powiedzieć tak tylko to jest, wiesz, to jest jak taka przysięga małżeńska. A potem przychodzi życie, tak i tutaj nie ma i nie zawsze jest „i żyli długo i szczęśliwie”. I to jest dokładnie ten case. To znaczy no dobra, ja teraz mówię sprawdzam. No i co widzę? Widzę leginsy z nylonu z recyklingu, ubieranie się w plastik, które w ogóle nie jest funkcjonalne. Ale co więcej, dzisiaj już mamy coraz więcej badań o tym, że poliester i w ogóle plastik z recyklingu jest szkodliwy i już wkrótce pewnie dojdziemy do tego i będziemy mówić o tym więcej, że jest to tak naprawdę eko ściema i recyklingowane, plastikowe ubrania zupełnie nie rozwiązują problemu nadprodukcji. Więc przy całej inkluzywności i docenieniu tego wyjścia szerzej do klienta, bo to nie jest tak, że ona tego nie sprzedaje przy tych zasięgach, tylko dlatego mogła zrobić tak dużo rozmiarów i tak dużo kolorów, że wiedziała, że jako osoba znana z turbo dużym kapitałem będzie w stanie to wszystko sprzedać. Gdyby mała polska marka zrobiła nagle biustonosz w kolorze czarnym, to jakie jest prawdopodobieństwo, że ona znajdzie czarnoskórą klientkę na terenie naszego kraju? Ona tego nie zrobi, chociażby dlatego. Po prostu mierzymy siły na zamiary. Natomiast taka Kim z jej zasięgami, z jej skalą wpływu i marketingu może to zrobić i może się tym wyróżnić. Super! Ale patrzę dalej. Mamy mieszanki cotton / poliester, mamy sweterki poliester / nylon, mamy zwykłą bawełnę, mamy bieliznę poliamid, elastan. Pojawia się coś trochę lepszego, czyli modal zamiast wiskozy albo zamiast poliestru. Nie dostrzegłam akrylu, ale też nie patrzyłam na wszystko. Zresztą umówmy się, tam to jest głównie bielizna, więc ten akryl nie ma tam sensu. Więc te materiały są bardzo przeciętne. Ceny już są mniej inkluzywne, bo to jest kilkaset złotych i my nie wiemy, czy to jest cena za markę, czy to jest cena za jakość, czy to jest cena za za Kim, czy za transport. Wiemy na pewno, że te rzeczy powstają w fabrykach, w których szyje też ASOS i wiemy też, że są pracownicy, którzy pozwali firmę Kim o opóźnienia w wypłatach, o złe warunki pracy. Ale tak naprawdę nie wiemy co tam się dzieje na zapleczu. Więc to nie jest marka zrównoważona na pewno. I w tym kontekście te marne 10% niby lepiej niż zero, no ale uważam, że szkody są większe.
MZ:
Oprócz tego, że organizacje pro środowiskowe to skrytykowały, że hipokryzja, że w ogóle absurd, to jednak entuzjazm dosyć duży… Jak sprawdzałam komentarze sprzed kilku dni wczoraj, to widziałam takie „część rozmiarów już się wyprzedała, kiedy wrócą?”, więc po prostu poszło. Poszło mocno. Na czym Twoim zdaniem polega problem z tym, że my się cały czas łapiemy na ten greenwasching? Albo czy w ogóle widzisz jakąś poprawę ze swoich obserwacji, czy z rozmów?
KZ:
Wiesz co, na jednej z takich konferencji, gdzie były rozmowy wokół klimatu i ekologii i komunikacji – In Summit – padło takie stwierdzenie, że Greenwashingu będzie tylko więcej, że my jesteśmy dopiero na fali wznoszącej, jeśli chodzi o Greenwashing. Nie tylko w modzie, oczywiście. I ja myślę, że będziemy z tym, z tym greenwashingiem, z ekościemą dealować, ponieważ dla wielu firm i marek ta rosnąca z jednej strony świadomość konsumencka, o której mówisz, a z drugiej strony regulacje, które będą chociażby zmuszać marki firmy nie tylko modowe, do tworzenia konkretnych raportów niefinansowych, które będą pokazywać ten wpływ na przyrodę, na środowisko, na klimat. To jest coś, z czym każda firma zaczyna już jakoś pracować i przenosi się trochę ciężar. Ja marzę o takim dniu i ponoć, jeśli mam wierzyć Marcie Karwackiej i Bolesławowi Rokowi, to za 5-10 lat strategie ESG będą tym samym co strategie firmy. Bardzo bym chciała, żeby to nie była jakaś przybudówka, jakiaś dodatkowa komórka, która będzie mówić, jak nasza firma realizuje Cele Zrównoważonego Rozwoju. Tylko żeby właściwie nasza działalność cała była, była podparta, żeby to były te nasze fundamenty działalności, a potem cała działalność jest dostosowana i ograniczana albo inspirowana – można nawet powiedzieć – tymi celami. Szukamy nie tylko zagrożeń, ale też szans w realizacji tych celów. A my teraz jesteśmy na takim mocnym zakręcie, jeśli chodzi o biznes i każdy już czuje, że powinien zabrać głos, jeśli chodzi o zrównoważony rozwój i ekologię. I każdy orze jak może. A ponieważ cytując klasyka „wielu wierzy, że ciemny lud to kupi” i że wystarczy cokolwiek, zielona metka itd. I co więcej, te badania pokazują, że my się niestety naprawdę na to nabieramy. Tak więc to działa. To zazielenianie marek i firm. Przynosi efekty, przynosi rezultaty. No więc firmy nie czują, żeby to było coś obciachowego. To jest oczywiście druga strona medalu, bo jak UOKiK zaczął wzywać duże korporacje do tego, żeby – hoho, uważajcie! – jakby udowodnić, co tam deklaruje się w tych swoich strategiach, to nagle w wielu tych działach nastąpiła taka chwilowa, może czasem nawet przedłużająca się, panika i obawa, żeby w ogóle mówić cokolwiek o tym, co się robi, żeby znowu nie zapłacić za chwilę kary. Albo żeby się nie zaczęła jakaś procedura, która miałaby doprowadzić do kłopotów związanych właśnie z Greenwashingiem. Z jednej strony Unia Europejska bardzo chce regulować te eko ściemy, ale z drugiej my dalej nie mamy jasnej definicji tego, co to jest zrównoważone ubranie, co to jest ekologiczne ubranie. I jesteśmy w takim ogromnym rozdarciu. Ja to widzę w komunikacji firm marek na Instagramie. Kiedyś nawet weszłam w krótką rozmowę z właścicielką marki, która właśnie mówiła, że „nasze kolekcje są w pełni zrównoważone” i ja pod wiskozową spódnicą czy sukienką zapytałam ją na czym w tym modelu polega to zrównoważenie? Jest tu jakiś certyfikat? Jakaś informacja o warunkach pracy? Coś tutaj wiemy więcej? Pani napisała „my rozumiemy zrównoważony rozwój tak, że produkujemy rzeczy piękne i ponadczasowe, które klienci długo noszą”. Myślę sobie „no to super, to w zasadzie mamy to”. To jest zdanie pani o jej kolekcji, które oczywiście możemy podzielać lub nie. I co z tego, że te rzeczy są z nieekologicznego materiału, ona ma swoją definicję i dlatego mówi, że to jest marka w pełni zrównoważona i każdy produkt jest zrównoważony. I dzisiaj, jak byśmy robili sobie przegląd tych, tych ściem i tego, jak marki próbują nas przekonać, to to będzie długa lista po prostu.
MZ:
Część osób zareagowała na to „Ale co? Co tu się dzieje?” To jest przedsiębiorczyni – na pewno nie można jej odmówić, bo robi biznes i zarabia na tym niemałe pieniądze – ale też mam takie poczucie, że dużo osób, kojarzy ją jako celebrytkę o pewnej ugruntowanej opinii, którą można lubić albo nie lubić, ale ma się zdanie na jej temat. I miałam taką rozkminę, czy to, że to marka bazująca na konkretnej osobie, z zestawem wartości do tej osoby dopisanym, nie sprawia, że łatwiej nam może być ocenić taką sytuację jak z tymi stanikami, bo potrafimy spojrzeć na nie właśnie przez pryzmat całości, tego ducha, tej esencji Kim Kardashian, czyli ikony konsumpcjonizmu. I zaczęłam się zastanawiać, na ile my mamy tę umiejętność [patrzenia na całość] w stosunku do innych marek, czyli czy my, kiedy przychodzi do nas marka z jakimś komunikatem, czy my potrafimy spojrzeć na tą markę tak całościowo? A jeśli nie, z czego to może wynikać? Wiesz o co mi chodzi?
KZ:
Wiem. Tak mi się wydaje, że wiem i spróbuję odpowiedzieć. A ty mi powiesz, czy ja odpowiedziałam na Twoje pytanie 🙂 Ja sobie myślę, że my bardzo, jak jesteśmy twórcą marki albo jak stoimy za jej komunikacją, to bardzo przeceniamy czas i uwagę, jaką klient przykłada do całej naszej historii i działań itd. Czyli jak wysyłamy do kogoś newsletter, wierzymy, że 100% osób go przeczyta w całości i jeszcze kliknie we wszystkie linki i przeczyta te polecane książki. Nie jesteśmy dla ludzi tak ważni, jak nam się wydaje i nasze komunikaty wcale nie są tak czytelne i jasne, jak byśmy chcieli. I w ostatecznym rozrachunku, ja też jak robię „kup” albo „dodaj do koszyka” i dotyczy to ubrania, to nigdy, przenigdy nie kupię rzeczy tylko i wyłącznie dlatego, że chcę wesprzeć działania ekologiczne tej marki, że rzecz jest z bawełny ekologicznej, albo że ktoś pojechał na kraniec świata, żeby mi przynieść przywieźć ten peruwiański dywan. Ja kupię tę rzecz, bo ona mi się podoba. Mogę jej nie kupić, jeśli mi się podoba, ale jest ze złego materiału albo jest wyprodukowana przez markę, którą postanowiłam bojkotować. Jest taka np. chińska platforma, z której nie kupię nigdy nic. Nie tylko dlatego, że jest nieetyczna. Także dlatego, że wiele produktów jest niezdrowych itd. Mam swoją motywację. Mam też takie firmy w centrach handlowych, które po prostu omijam, bo się kiedyś zraziłam na ich jakości albo po prostu nie podoba mi się metka „made in Etiopia”, która nomen omen dzisiaj jest krajem, w którym warunki pracy są znacznie gorsze niż nawet w Bangladeszu. Pensja wynosi 23 dolary na miesiąc, a w Bangladeszu to jest dzisiaj 95. Gdzie te marki będą teraz? I gdzie przenoszą swoje produkcje? I ten Bangladesz, przysłowiowy i mityczny już wcale nie jest najtańszym i najbardziej podłym do pracy i do życia miejscem dla szwaczki. Ale do czego zmierzam. Finalnie w dużej większości kupujemy dlatego, że podoba nam się dana rzecz i pasuje nam cena. My deklarujemy inne rzeczy. Nie żyjemy według wartości, które deklarujemy najczęściej. Sorry, Polacy i Polki mówią, że liczy się dla nich jakość. Tymczasem największe obroty ma i ulubioną marką odzieżową Polaków jest Pepco. Nie są to jakościowe rzeczy, nie są to rzeczy, w których Twoje dziecko przechodzi kilka lat czy miesięcy, a potem ubierzesz w te same rzeczy, młodszego malucha. Sorry, nie. Kupujemy, bo tanie. Mamy na to mnóstwo argumentów. Bardzo często słyszę, że ludzi nie stać na drogie rzeczy. I tak nie wszystkich stać, bo mamy różne portfele, ale zawsze wtedy mam ochotę powiedzieć. Dobrze. Podsumuj swoje wydatki na ubrania w ciągu ostatniego roku. Pokaż mi ile kupiłeś T-shirtów, dresów, czegokolwiek i zobaczmy jaka to jest pula do wydania. I zastanówmy się, czy kupując jedną trzecią nie byłoby Cię jednak stać na rzeczy dużo trwalsze, dużo lepsze jakościowo, wyprodukowane etycznie. I znowu ja nie jestem osobą, która kogoś będzie wysyłać w jakieś miejsce albo będzie zero-jedynkowa. Nigdy nie powiedziałam, że niczego nie kupuję i nie kupię w sieciówkach, bo niestety nie jest to możliwe. U mnie na dzień dzisiejszy z dwójką nastolatek. Nie zabronię im tego – żeby nie było efektu odbicia wahadła. Wolimy drugi obieg, ale to nie jest tak, że my jesteśmy w stanie ubrać się wszyscy od stóp do głów, ale deklarujemy i deklarujemy rzeczy inne niż nasze portfele. Nasze portfele nie podążają za naszymi wartościami marki. Tak jak wspominaliśmy, nas po prostu na różne sposoby łapią i mamią. Wiesz, czasem wystarczy zmiana opakowania, żebyśmy uwierzyli, że firma jest eko. Czasem wystarczą jakieś deklaracje o tym, że firma weszła w jakieś partnerstwo albo że jest przyjacielem jakiejś organizacji. Jak sobie dopytujemy, to nie znaczy to nic. To jest pierwszy zupełnie etap, ale marka obrąbia to na swoim LinkedIn i w ogóle robi z tego wielkie halo. Sieciówki bardzo często sięgają po ludzi, kupują sobie zaufanie klientów, zapraszając do promocji i do reklam. Osoby, które są już jednoznacznie kojarzone z wyborami bardziej ekologicznymi, bardziej zielonymi, bardziej jakościowymi. To jest, powiem ci coś, przy czym naprawdę mi trochę żyłka skacze, jeśli widzę takie osoby, którym ludzie ufają, bo sobie na to zaufanie zapracowały przez wiele lat takiej rzetelnej, np. dziennikarskiej pracy i nagle te osoby nie wiem, czy bez mrugnięcia okiem, czy z mrugnięciem okiem, legitymizują pewne działania marek, które nie są spoko i ten czar danej osoby rozlewa się nawet na markę. Więc różne sponsorowane zielone artykuły, wywiady, sponsorowanie paneli odpowiedzialnej modzie czy o zrównoważonej modzie. To gdzie to logo się pojawia. I dzisiaj firmy mają bardzo różne marki i jedna może być tą marką zieloną, którą wystawiamy publicznie i którą się chwalimy, i w której deklaruje różne zmiany… A kasa płynie z innej marki, która cała tonie w plastiku i poliestrze. Więc nie ma czegoś takiego jak zrównoważona nadprodukcja i nigdy nie będzie. No i marki są w stanie nam dzisiaj obiecać wszystko, tylko nie to, że będą produkowały mniej, że będą produkowały nie z materiałów z recykling. A to mnie nie satysfakcjonuje, bo ja nie chcę czapeczek z poliestru z recyklingu i najtańszego nylonu. Że będą produkowały z naturalnych materiałów, nie syntetycznych i to jeszcze z certyfikatami. I że zapewnią godną pracę, godną płacę. Tego nigdy się nie obiecuje. No więc ja się pytam to co z tym zrównoważeniem? Gdzie ono jest? Na tej metce „Design in Poland made in Etiopia”? Nie wiem.
MZ:
Ty rozmawiasz nie tylko z małymi producentami, ale znasz też tę branżę fast fashion. Jak Twoim zdaniem na dzień dzisiejszy można z nimi rozmawiać, żeby wzbudzać w nich poczucie jakiejś odpowiedzialności? Albo kto może to robić? Czy jest jakikolwiek głos, który może sprawić, że oni przejdą do bardziej ambitnego podejścia do tej swojej zielonej drogi? Czy w ogóle ten głos konsumencki, społeczny jest ważny? Czy to wszystko po prostu regulacje unijne załatwią i, czy im się to podoba, czy nie, będą się zmieniać?
KZ:
Wiesz co, myślę, że najbardziej skuteczny na tym najwyższym poziomie zarządzania jest głos np. prawnika, jest głos banku, jest taki głos, za którym idzie kasa. Bardzo mało jest prezesów pokroju twórcy Patagonii, kogoś, kto pomyśli sobie kurczę, mam taki kapitał. Zróbmy coś dobrego. I myślę, to jest taka moja refleksja po pracy z tym biznesem. Ku mojemu zdziwieniu, ale też dużej satysfakcji, ten biznes fast fashion, w którym spędziłam 15 lat życia, a teraz robię czarną robotę, on nagle wraca czasem do mnie, żeby powiedzieć „No dobra, no to powiedz Zajączkowska, jak to możemy zrobić?” I ja wtedy czuję, że mam wpływ, że ktoś nie chce mnie wykorzystać do reklamy swojego produktu albo jakiejś kampanii, tylko zaprasza mnie za kulisy. Bo tak jak mówisz, byłam tam, tam pracowałam jako projektantka, product menedżerka. Wiem, że ten biznes musi zarabiać. I nie mam złudzeń, że odwoływanie się do empatii, odpowiedzialności, sumienia prezesów to jest coś, co zadziała. No jakby nie, to może zadziałać w jakimś kawałku. Możemy zainspirować jakiegoś prezesa i powiedzieć, że są tacy miliarderzy, którzy np. wykupują jakiś obszary lasów amazońskich i robią super rzeczy. No i może ktoś by się chciał pościgać trochę i pochwalić. No mógłby mieć taki pomysł ze wsparciem Puszczy Amazońskiej, ale na razie nie widzę takich u nas przedsiębiorców. Może nie o wszystkim wiem, na pewno nie o wszystkim wiem. Więc myślę, że to, co działa, to działa presja związana z nadchodzącymi regulacjami. I naprawdę w tej branży robi się nerwowo. W tym utworzonym przez Global Compact, czyli pod auspicjami ONZ, takim okrągłym stole dla zrównoważonej mody, w którym pracujemy pro bono już kilkanaście miesięcy, spotykając się regularnie, stacjonarnie lub online, właśnie różne osoby z branży mody, ale z różnych poziomów od fundacji, przez małe marki, przez duże marki, przez prawników, uczelnie itd. To jest coś, co akurat trzeba podkreślić, że cudownie, że się udało taką przestrzeń stworzyć. I nie jest to już tylko jeden panel, gdzie ludzie się widzą przez godzinę, porozmawiają o czymś, ale dotkną tylko jakiegoś tematu, a potem się po prostu rozejdą. Tylko tutaj naprawdę kminimy ostro nad rekomendacjami dla rządu i dla tych instytucji unijnych, bo tylko te regulacje będą przynosiły skutek taki, powiedziałabym, namacalny. Oczywiście tych regulacji by nie było, gdyby nie zmiana narracji i rosnąca świadomość konsumencka. Nigdy tego nie przestaliśmy doceniać, bo fast fashion była i jest obecna na strajkach klimatycznych – w tym sensie, że moda obok branży paliwowej jest najbardziej hejtowania przez młodych ludzi, jeśli chodzi o negatywny wpływ na klimat. I to jest coś. My tutaj czujemy nasz wpływ i nasze sprawstwo, dlatego że ubrań używamy codziennie, więc jest nam łatwo zająć się tym tematem, trochę tak jak jedzeniem. Trochę tak jak z transportem. Jest to dla nas jakoś namacalne. Więc te regulacje unijne – powiedzmy sobie też od razu, że to jest coś, na co się godzą kraje, to nie jest coś, co nam jakaś mityczna Bruksela narzuca, tylko to jest wypracowywane w toku długich negocjacji z różnymi podmiotami i interesariuszami, czyli tymi zainteresowanymi grupami, na które działalność wpływa biznes. I myślę, że to jest ten kawałek, który dzisiaj jest dla prezesów i dla ludzi z kadry zarządzającej w firmach modowych najbardziej istotny, czyli „No dobra, ale co to oznacza?” Czyli co, nie będziemy dostawać kolejnych pożyczek z banku na rozwój, jeśli nie będziemy dowozić ograniczenia emisji? Nie będziemy, prezesie. A jak możemy ograniczyć emisję? Możemy napisać jakoś inaczej raport Teraz jeszcze mogliśmy, ale już nie będziemy, bo te raporty będą jednolite. O jejku, no to co musimy? No to może zmieńmy żarówki? No nie, panie prezesie, bo musimy się zmieniać na kilku obszarach, a nasze emisje są też tam, w tym Bangladeszu i w Etiopii. Etiopii? No jak to? No to co my możemy zrobić? Możemy pisać do naszych dostawców, możemy zmieniać dostawców itd, itd. I wreszcie, mam nadzieję. Tak myślę, tak czuję, że marki zaczynają i firmy te duże zaczynają rozumieć, że w tym naprawdę nie będzie chodziło o napisanie raportu, tylko będzie chodziło o zmianę tam, gdzie szkodzimy. Jeśli jesteśmy firmą obuwniczą, to musimy inaczej robić buty, a nie inaczej napisać raport. Tak, jeśli produkujemy ubrania to musimy się zająć łańcuchem produkcji ubrań, a nie tylko opakowaniem, zorganizować jakiś bieg, zaprosić dzieci z przedszkola do zwiedzania zakładu pracy – to wszystko, co wrzucaliśmy do hasła CSR. I myślę, że dlatego podobno największą konkurencją dla takich firm jak Deloitte są dzisiaj kancelarie prawnicze, które się specjalizują w rozumieniu tych Celów Zrównoważonego Rozwoju. Adaptowanie w te strategie ESG, bo prezes prawnika słucha bardziej niż aktywisty, albo po prostu cytuję znowu „dziewczynki z działu ESG”, bo tam są ludzie, którzy są postrzegani jako takie ekofriki. Ale jak przychodzi prawnik, jak przychodzi bankier… Dlatego banki i ta strefa finansowa, mówi się o tym, że to oni będą takim, jakby to powiedzieć wielkim wsparciem, że regulacja sektora finansowego jest taką drogą na skróty, bo to banki dając lub nie dając pieniądze i prosząc o konkretne sprawozdania będą wymuszały zmiany funkcjonowania przedsiębiorstw. Więc kasa. Proszę Pani.
MZ:
Nie patrz na słowo, patrz na przepływy.
KZ:
Tak, tak.
MZ:
Kiedy słyszę o tych zmianach, ja absolutnie to rozumiem i bardzo fajnie to wytłumaczyłaś o konieczności przejścia ze zmian pozornych na zmiany w produkcji. Ale to jest chyba też takie clue mojej trudnej relacji z modą… Czy dostrzegasz w rozmowach jakiś trend, jakąkolwiek otwartość, żeby zacząć też mówić o tym, że będzie się coś zmieniać w modelu sprzedaży? Modelu nie tylko samej produkcji, że wyprodukujemy ten T-shirt bardziej odpowiedzialnie…
KZ:
Tak. Dzisiaj firmy już wiedzą, przynajmniej te, które chcą wiedzieć i są na to otwarte i gotowe – że nam – nawet jak byśmy chcieli prowadzić ten business as usual – to nam to nie wyjdzie. Moda czerpie z natury, to jest jakiś banał, ale my musimy o tym pamiętać, że jak nie będzie wody w Bangladeszu, to nie będzie bawełny z Bangladeszu. Zmienią nam się całe łańcuchy dostaw. Dzisiaj ten poliester wybieramy często dlatego, że się nie gniecie, ale może być tak jak jest tani. Ale może być tak jak w książce „Historia pszczół”, że tej bawełny po prostu nie będzie. Albo ona będzie, ale nagle stanie się materiałem po prostu luksusowym, bo nie będzie nas stać na to, żeby uprawiać ubrania w świecie, w którym nie będziemy w stanie się wyżywić. I to co mówię, to nie jest jakaś wizja Mad Max 2070, tylko to się naprawdę dzieje, bo i dzisiaj firmy, marki, nawet takie, które ciągle jeszcze Greenwoshingiem stoją, one też już zajmują się ryzykami i przewidują, że muszą wprowadzać nowe modele biznesowe, adaptować się do tych zmian, które przyniesie przyszłość. Tak, bo można mówić mam w tyłku ekologię, ale nie można mówić, nie można ignorować faktu, że pewne miejsca znikną pod wodą albo że w pewnych miejscach będzie zbyt gorąco, żeby tam dalej prowadzić biznes. I nawet jak ktoś jest cyniczny i nie chce tego klimatu ratować, to już wie, że jego biznes nie będzie taki sam za 20 czy 30 lat. Więc te nowe, te dobre modele i te adaptacyjne, to są po prostu modele gospodarki obiegu zamkniętego. Więc już dzisiaj takie platformy jak Zalando wprowadzają odsprzedaż rzeczy używanych. Ten drugi obieg to jest taka najprostsza rzecz, naturalne rozszerzenie działalności marek w świecie. Może nie idealnym, ale trochę lepszym. Chciałabym, żeby w każdym sklepie, tak jak teraz mamy strefę sprzedażową, była strefa z drugiej ręki, gdzie moglibyśmy kupić ubrania tej konkretnej marki, ale już przez kogoś noszone, np. z poprzedniej kolekcji, mając dostęp do tego samego doświadczenia konsumenckiego. Czyli nie wiem, lubię xxx i jestem już bardziej świadomą konsumentką, co więcej, nie chcę wydawać na nowe rzeczy 300 zł, więc idę nie na lewo, tylko na prawo i znajduję sukienkę, która też jest wyprasowana, która jest czysta, która, wygląda dobrze i jest na eleganckim wieszaku, a która jest z drugiej ręki i kosztuje połowę tego, co kosztowała, albo jedną dziesiątą tego, ile wynosiła pierwsza cena dwa sezony temu i dzisiaj. I to jest jedna z rzeczy, czyli odsprzedaż. Marki nie będą się chciały, bo w sumie po co się dzielić tymi pieniędzmi, które marki mogą zarobić na drugim obiegu? One dzisiaj oddają klientom, którzy dealują między sobą gdzieś na platformach typu Vinted, podczas gdy mogą ogarnąć ten swój drugi obieg. Te modele już dzisiaj zaczynają być w niektórych sklepach i platformach opłacalne. Jeszcze nie są tak opłacalne jak wyprodukuj – sprzedaj – wyrzuć – kup nowe. Ale to się zmienia. Kolejne rzeczy. To jest rozwijająca się technologia dotycząca recyklingu. I mam nadzieję, że wyjdziemy poza ten poliester i nylon i będziemy recyklingowi dać wszystkie możliwe produkty. To co się zmieni to to – bardzo na to liczę, że firma będzie odpowiedzialna za posprzątanie po sobie tej ilości produktów, które wprowadza do obiegu. Czyli przestanie się opłacać robienie więcej niż się sprzeda, bo lepiej spalić niż nie zarobić. A nuż zarobimy. Więc technologie i ta kolejna frakcja, którą nam szykuje ustawodawca czy w ogóle regulator, czyli że będziemy też oddawać w specjalne miejsca używaną odzież czy buty. No dobra, no ale to nie może trafić na wysypisko. Dzisiaj recyklinguje się zaledwie 1% wszystkich ubrań, odpadów, więc musi się rozwinąć technologia, która pozwoli nam zwiększać ten procent i odzyskiwać te surowce. Więc dla mnie dzisiaj duża firma, która ma pieniądze, ma kapitał, powinna inwestować – nie w otwieranie kolejnego salonu i zwiększanie tego wolumenu sprzedaży, który się prędzej czy później wyczerpie, chociażby przez te zmieniające się łańcuchy dostaw i ograniczone, malejące surowce – ale powinna inwestować w takie technologie, które rozwiązują problemy, które ta branża generuje, czyli m.in. recykling, m.in. drugi obieg, ale też np. naprawianie, upcycing. Tego jest dużo. Ja chciałam powiedzieć dobrą rzecz, że my to już mamy dzisiaj opracowane, mamy już know how i to nie jest tak, że my musimy tą lepszą modę wymyślać. To jest wymyślone, tylko tak, to wymaga inwestycji, tak, to wymaga zaangażowania, tak, to jest jakaś podróż, to jest, to jest droga, to jest ścieżka. I jeszcze dużo firm myśli, że „a… Może później, a może to nie wejdzie”, a może jakoś lobbują? Myślę, że jest jeszcze jakaś taka spora, spora grupa mniejszych i większych biznesów, która będzie czekała do ostatniej minuty. Tylko, że ten zrównoważony rozwój to nie jest RODO, że co najwyżej w ciągu jednej nocy wpiszemy jakąś nową klauzulę i coś tam sobie umieścimy. To tak nie działa, żeby nagle raportować zrównoważenie na całym łańcuchu wartości plus np. zgromadzić informacje, które będą potrzebne w tak zwanym cyfrowym paszporcie produktu. Bardzo na takie rozwiązanie czekam. No to trzeba najpierw umieć te informacje zgromadzić, mieć do tego technologie, ludzi i tak dalej, i tak dalej. Więc… ja bym powiedziała, że jest bardzo nerwowo. Bardzo dużo się dzieje w tych działach takich rzeczy, których my nie widzimy, bo marki ich nie komunikują, bo tam jeszcze wszystko jest nie dowiedzione, ale tam już furczy i to jest pozytywne.
MZ:
Cyfrowy paszport ubrania to jest taka szczera metka?
KZ:
Wiesz, tak. Trwają już, toczą się i nawet są dosyć zaawansowane takie przedsięwzięcia, które opracowują, jak to dowieść, że tak powiem, technologicznie. Bo jeszcze są różne pomysły. To może być barcode, może jakiś QR kod. Generalnie idea jest taka, żeby klient / klientka, który przychodzi do sklepu dostał dużo więcej informacji o ubraniu, które zamierza kupić. Jeśli tylko będzie chciał to sprawdzić, to będzie wiedział, skąd pochodzi ten surowiec. Będzie znał ślad węglowy. Ja bym sobie życzyła, żeby znał też ślad wodny. Były takie eksperymenty i widać było, jak to zmienia model, sposób konsumpcji, kiedy to dotyczyło akurat żywności. Mamy ślad wodny i węglowy każdej rzeczy, którą kupujemy i płacimy trochę klimatem i CO2, wybierając gruszkę albo awokado. I coś takiego powinno się wydarzyć w branży mody, żebyśmy wiedzieli, że ten T- shirt za 20 złotych, on naprawdę sieje spustoszenie w porównaniu z tym, który powstał z bawełny organicznej Fairtrade i kosztuje 79 zł. Więc te różne nasze decyzje byłyby wtedy inne. No i cyfrowy paszport produktu ma nam zapewnić takie, ujednolicić w ogóle tą informację, którą my mamy o produkcie i rozszerzyć naszą świadomość.
MZ:
Kasiu, zmierzając powoli do końca… Z rzeczy, które powiedziałaś, jest coś co dotyczy złej sytuacji, ale co dało mi trochę nadziei i wzbudziło moje zainteresowanie, bo nie myślałam o tym wcześniej.. Że rzeczywiście realia, sama natura wymusi te zmiany. I teraz sobie przypomniałam, że w piątek w szkole mój syn dostał pracę domową od wychowawczyni, że ma zobaczyć wydanie wieczornych wiadomości. Bo chodziło o to, żeby dziecko posłuchało o Święcie Niepodległości. I w pewnym momencie – oglądaliśmy to w całości – pojawiły się informacje o pogodzie. Rozmowy o pogodzie już dzisiaj nie są takie neutralne. Pojawiły się informacje o tym, że ciepła jesień, kolejne ciepłe miesiące, że „czy będzie śnieg w górach?”. Pewnie będzie, nie wiadomo. No poza górami raczej nie. Nie było powiązania, że to wynika ze zmian klimatu czy coś takiego. Nie. Natomiast w pewnym momencie, pojawia się pan jakiś, pan Michał, dajmy na to. I jest na pasku podpisane „pan Michał, producent kurtek puchowych”. No i pan Michał narzeka. Nic nie sprzedałam. No naprawdę taka ciepła jesień. Nic nie sprzedałem. Będziemy jako producenci oczekiwać od państwa pomocy, bo po prostu nasz biznes teraz jest w ciężkiej sytuacji… I jak to powiedziałaś teraz, przypomniałam sobie o tych kurtkach puchowych.. Że nagle rzeczywistość sama przychodzi i weryfikuje pewne modele. I tutaj mamy małego producenta, który być może przerzuci się z kurtek puchowych na nie wiem, strzelam, szycie letnich lnianych (na upały) kombinezonów. Tak jak powiedziałaś, rzeczywiście na te duże globalne marki, które są uzależnione, często mają łańcuchy dostaw gdzieś daleko w świecie, a wiemy, że to tam daleko w świecie, czego nie widzimy, też te zmiany klimatu będą bardziej dotykać, już teraz są bardziej widoczne, więc … Po prostu nie da się od tego uciec. I to było dla mnie bardzo mocne i intensywne, dzięki za to, bo w ogóle o tym nie myślałam wcześniej.
KZ:
Wiesz marki, firmy nawet nawet jak nie chcą, to one to widzą jak zmienia się chociażby ten model zakupowy. Ten pan jeszcze tego nie powiązał z – być może – z jakąś tendencją, ale tak niektóre typy asortymentu, niektóre rzeczy będą nam niedługo zbędne, tak jak kiedyś plajtowały wypożyczalnie kaset video. Po prostu. Wiesz, wyciągi narciarskie to w Polsce nie mają się zbyt dobrze, bo naśnieżanie ich wodą w kraju, który jest w zasadzie w permanentnej suszy, pytanie, czy powinno to być w ogóle jeszcze legalne? I mówię to w ogóle jako świr na punkcie narciarstwa, jako ktoś, kto chciałby jeździć do ostatniej zimy na tym świecie. Ale mam z tym kłopot po prostu. I są rzeczy ważne i ważniejsze.
MZ:
Dziękuję za rozmowę.