03 lis Jak bym żyła, gdyby stan zagrożenia klimatycznego minął?
Kiedy czytam takie newsy jak o tym, że naukowcy wynaleźli superenzym, który w kilka dni potrafi rozłożyć plastik, albo o postępie w pracach nad biopaliwem, samolotach napędzanych wodorem, wracam do pytania samej siebie:
Co z rzeczy, które dzisiaj robię dla planety, zostawiłabym w chwili, gdyby stan zagrożenia klimatycznego minął?
Gdyby technologia i nauka znalazły rozwiązania na pochłanianie CO2, redukcję śmieci, edukacja młodych kobiet w krajach rozwijających sprawiłaby, że kobiety świadomie decydują o posiadaniu dzieci, a politycy krajów rozwiniętych i rozwijających się dogadaliby się co do wspólnej odpowiedzialności. To wtedy co? Wracam do schabowego, czy nie?
To jest fantastyczny test na własne nawyki. Polecam Wam tę zabawę!
Co mi z tego wychodzi?
Ulżyłoby mi, że wyrzuty sumienia nie ograniczają mojej (i innych) mobilności, dostępności podróży. To jest dla mnie ważne.
Ale poza tym, reszta zostałaby właściwie taka, jak dziś.
Dobrze mi z mniejszą konsumpcją, nie tęsknię do schabowego, a tym bardziej zasłaniania prawdziwych potrzeb dobrami materialnymi.
Początkowo w nowych nawykach szukałam opcji redukcji śmieci, szczególnie plastiku. Potem też zmniejszenia śladu węglowego, np. Kupując lokalne produkty. Przy okazji dostałam jednak dużo dużo więcej:
- Wolną głowę (Reklamodawcy zabijają się o naszą uwagę, a ja nauczyłam się ignorować już prawie wszystkie komunikaty)
- Poczucie wspólnoty z tymi, którym też zależy
- Lepsze rozumienie i nazywanie swoich potrzeb, lepszą komunikację w związku
- Przyjemność (dała mi ją kuchnia wegańska)
- Wolny czas (sporo go, odkąd taki marny ze mnie konsument)
- Spore oszczędności i większą stabilność finansową
- Zaskakującą wiedzę, a przez to więcej opcji na wiele domowych spraw (nie ma jajek? Jest aquafaba, mąka z ciecierzycy; skończył się płyn do okien – jest woda z octem, płyn do demakijażu? Dowolny olej z kuchni da radę).
W kąciku sceptyka dodam, że dostałam też trochę trosk, ale nawet sobie z nimi radzę.
Napiszcie, jak to jest u Was. Znajdujecie dodatkowe korzyści? Gdyby nie było już takiej konieczności, to które eko nawyki zostały z wami na dłużej?