13 sty Jak może wyglądać polska energetyka za 5-10 lat? Ryszard Pawlik
Co z tą transformacją energetyczną? Zapraszam na rozmowę z osobą, która wie na ten temat wiele, bo zajmuje się tematem energetyki i klimatu od 15 lat, obecnie pracując jako doradca parlamentarny posła do Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka. Moim gościem jest Ryszard Pawlik, a rozmowa znajduje się w podkaście „Kierunek Europa”, który nagrywam we współpracy z Europe Direct Śląskie.
TRANSKRYPCJA:
MZ: Moim gościem dzisiaj jest Ryszard Pawlik, doradca parlamentarny posła do Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka, który specjalizuje się w polityce energetycznej, klimatycznej i przemysłowej Unii Europejskiej. Brał, i cały czas bierze udział, w pracach i negocjacjach nad wieloma kluczowymi unijnymi aktami legislacyjnymi z tych obszarów. Dzień dobry, panie Ryszardzie.
RP: Dzień dobry, witam panią, witam słuchaczy bardzo serdecznie.
MZ: Ile lat zajmuje się Pan już energetyką?
RP: Już prawie 15. Bo właściwie od początku mojego pobytu w Brukseli, pracy w instytucjach unijnych, w Parlamencie Europejskim, niemal od początku zajmuję się tematami energetyczno-klimatycznymi.
MZ: Tak sobie pomyślałam, że w dzisiejszej Polsce osób, które interesują się, albo mają coś do powiedzenia, albo mają pytania na temat energetyki, jest bardzo dużo. I wyobrażam sobie, że gdyby pojawił się pan na jakimś, nawet prywatnym spotkaniu, to pewnie byłaby kolejka chętnych do tego, żeby z panem rozmawiać o tej energetyce. I pewnie tak to wygląda.
Czy widzi pan taki moment, czy był taki moment, w którym zauważył pan właśnie w tych spotkaniach nawet bardziej prywatnych, że energetyka stała się dla Polaków, czy dla pana rodzimych Ślązaków, bo pan jest Chorzowa, takim tematem, że „Ooooo, to idziemy do Ryszarda porozmawiać i o coś zapytać”. Że wszyscy się tym zaczęli interesować. Był taki moment? Czy może przez swoją bańkę inaczej na to patrzę i tak to nie wygląda?
RP: Nie, był. Wydaje mi się, że ten moment nastąpił prawie dwa lata temu. Za parę tygodni, 24 lutego, będziemy mieli drugą rocznicę wybuchu rosyjskiej wojny w Ukrainie. I myślę, że to był ten moment. Ta wojna, jak pamiętamy, potęgowała kryzys energetyczny, który de facto rozpoczął się już wcześniej. Ale działania wojenne i reakcja na nie, również ze strony Unii Europejskiej, spowodowały, że ten kryzys stał się jeszcze bardziej odczuwalny. I wtedy mam wrażenie, że zarówno w Polsce, jak i nawet tutaj, w Brukseli wiele osób nagle zaczęło… w takich normalnych, jak pani mówi, rozmowach, przy okazji spotkań towarzyskich, rodzinnych, nieomalże na placu zabaw, rozmawiać o rachunkach za energię, o tym ile płacimy, dlaczego płacimy, co zrobić, żeby płacić mniej. Nagle ludzie zaczęli sobie opowiadać, że zaczynają wymieniać okna, ocieplać domy, instalować panele fotowoltaiczne i w ogóle to myślenie o odnawialnych źródłach energii, efektywności energetycznej przestało być wyznacznikiem tylko bycia „eko” czy „zielonym”, jak to się mówi, tylko po prostu pewnej takiej zaradności, można powiedzieć, życiowej. I tego, że potrafimy liczyć pieniądze i zdajemy sobie sprawę, co nam się opłaca, a co nie. I staramy się minimalizować koszty, jak z każdymi kosztami w życiu, prawda? Po co płacić więcej, skoro można np. spróbować zainwestować i długoterminowo płacić jednak mniej? Więc myślę, że to był moment, kiedy ten temat tak bardzo mocno wszedł pod strzechy. No a z tym idzie cała dyskusja o tym, że, no właśnie, właściwie ta transformacja już trwa od pewnego czasu. Wiadomo, że na Górnym Śląsku ona ma szczególne znaczenie, bo to wyzwanie jest też szczególnie duże. Natomiast też widzimy, że na końcu to nie chodzi tylko o – tylko czy aż – o klimat i ograniczanie emisji CO2, co być może dla wielu ludzi jest takie troszeczkę abstrakcyjne, nieintuicyjne. Nie bardzo wiemy, o co chodzi. Natomiast jak zaczynamy rozmawiać np. o jakości powietrza, którym oddychamy, czy o smogu, to już też jakby jest znacznie większa świadomość niż kiedyś. Czy jeżeli mówimy o rachunkach za energię, to dla ludzi to jest coś, co czują, co jest takie namacalne i co sprawia, że ta transformacja energetyczna przestaje być czymś takim abstrakcyjnym, wymyślonym, narzuconym z góry, a staje się czymś, co tak jak mówię, może pomóc po prostu obniżyć de facto koszty codziennego życia.
MZ: Yhm. Zdaje się, że rzeczywiście to przyspieszyło, ta inwazja przyspieszyła. Widziałam takie dane niedawno, że w 2023 roku Polska wyprodukowała 63% energii z węgla, a rok wcześniej to było 73%, jeżeli chodzi o samą produkcję. No, brzmi to dobrze. Oczywiście cały czas mamy bardzo dużo do zrobienia, ale wydaje mi się, że to jest całkiem pozytywna wiadomość czy trend, który… właśnie, pytanie jak on się będzie utrzymywał, jak się będzie rozwijał?
RP: No tak, warto byłoby ten trend utrzymać. W ogóle, pół żartem, pół serio… znaczy oczywiście sama ta barbarzyńska rosyjska wojna w Ukrainie to nie jest temat, który powinien być przedmiotem jakichkolwiek żartów, ale tak pół żartem, pół serio powiem, że ona obaliła przynajmniej dwa mity. Jeden mit o potędze rosyjskiej armii, a drugi mit o Polsce stojącej węglem. Bo pamiętamy, że w momencie, kiedy przygotowywaliśmy się na tę zimę roku 2022/2023, po wybuchu wojny… Można powiedzieć, że najtrudniejszej zimy od dziesięcioleci, kiedy nie wiedzieliśmy, czy tej energii, gazu przede wszystkim wystarczy, jakie będą ceny itd. Nagle się okazało, że kraj, który wszędzie (zwłaszcza w Brukseli) mówił o tym, że ten węgiel jest gwarantem bezpieczeństwa energetycznego, że to jest nasz sposób na to, żeby zapewnić pewne i tanie dostawy energii dla obywateli, nagle jest bezradny. Bo okazało się, że sporo tego węgla importowanego z Rosji. A kiedy na ten węgiel – i słusznie – nałożone zostało przez Unię embargo, którego zresztą Polska się domagała, również słusznie, szkoda, że nie zaczęliśmy się … w ogóle, że byliśmy w takiej sytuacji. A jak już zaczęliśmy się domagać embarga, to nie zaczęliśmy się do niego odpowiednio wcześnie przygotowywać. No to potem zaczęliśmy sprowadzać ten węgiel naprawdę wątpliwej jakości, w jakiś abstrakcyjnych cenach, de facto zewsząd. No i ja myślę, że to był też taki trochę moment, kiedy ludzie zobaczyli kolejny etap, że coś są może nie z węglem, ale z tą narracją, zwłaszcza niektórych polityków o węglu, no coś jest nie tak.
MZ: No „mamy węgla na dwieście lat” [cyt. Andrzej Duda]. Pamiętamy jeszcze te słowa i pozwolę sobie przytoczyć je wprost, dlatego że wspominałem wcześniej przed nagraniem, że akurat pochodzę spod Bełchatowa i pamiętam różne polityczne wycieczki jeszcze parę lat temu do Bełchatowa, obietnice otwierania drugiej odkrywki i zostawiania w ludziach po prostu dużej jakiejś takiej nadziei i poczucia, że tak, że ma to sens. Po czym wiele osób czuło się w pewien sposób, mogę powiedzieć nawet bezpośrednio, oszukanych. To znaczy, że zamiast przygotowywać się stosunkowo wcześnie do tej transformacji, chociażby w tym regionie, to po prostu narracja o potędze węglowej trwała. Ze szkodą dla zwykłych ludzi, którzy potem w tym miejscu żyją i mogliby być do tej transformacji inaczej przygotowani. Tu mówię akurat o Bełchatowie. Myślę, że na Górnym Śląsku to wygląda troszeczkę lepiej.
RP: No tak. Myślę, że tak nawet patrząc na to stricte komunikacyjnie, to jest dowód na to, że politycy, którzy rozbudzają w ludziach takie nadzieje, zupełnie płonne i niczym nieuzasadnione, tak naprawdę nie zamierzają żadnej transformacji przeprowadzać. Bo gdyby myśleli o niej w jakimkolwiek horyzoncie czasowym, to myślę, że pierwszą rzecz, którą powinni przestać robić, to jest tak, jak pani powiedziała, budować jakieś utopijne wizje. Tylko raczej powinni obniżać oczekiwania i tłumaczyć ludziom, że oczywiście, póki co ten węgiel produkujemy, wydobywamy i to się nie zmieni tak zupełnie z dnia na dzień, też nie chcemy, żeby się to zmieniło w drastyczny społecznie sposób, bo całym clou, tak naprawdę celem tej sprawiedliwej transformacji energetycznej jest to, żeby ją robić z ludźmi i dla ludzi. No ale takim podstawowym warunkiem jest to, że tych ludzi nie możemy na wstępie oszukiwać. Co do tego, że ta transformacja jest po pierwsze nieunikniona, po drugie de facto już trwa. I po trzecie, powiedzmy sobie szczerze, ona będzie tylko przyspieszać. I wbrew temu, co właściwie słyszę… Zaczęliśmy od pytania o to, jak długo tą polityką energetyczną, klimatyczną się zajmuje. Właściwie słyszę to od samego początku pracy nad tymi tematami, że: „Spokojnie, to tutaj Unia Europejska ma jakieś swoje pomysły, ale za chwilę przyjdzie opamiętanie”. I tak czekamy na to – w cudzysłowie oczywiście – opamiętanie od przynajmniej 15 lat. Transformacja przyspiesza i to pan premier Buzek mi parę razy opowiadał, że jeszcze wcześniej, jak on zaczynał pracę w Parlamencie Europejskim w 2004 roku, w tej pierwszej polskiej „ kadencji”, kiedy Polska była już członkiem Unii Europejskiej, to, że wtedy, kiedy to były zupełnie inne czasy… Jeszcze przed pierwszym pakietem klimatycznym, 3 x 20. Ale wtedy, kiedy rozmawiało się o węglu, o wyzwaniach związanych z gospodarką opartą na tym węglu, transformacją, to mieliśmy całą grupę krajów, zarówno w Europie Zachodniej, jak i w naszej części Europy, które nas wspierały, bo miały podobne problemy … mmm zawsze mieliśmy być może te problemy największe, ale były kraje z porównywalną skalą problemu. Natomiast teraz tych krajów jest coraz mniej. I właściwie za chwilę zostaniemy zupełnie sami, a de facto, jeżeli nie zaczniemy niczego robić, to poziom wyzwań i problemów będzie dokładnie taki sam jak 15 lat temu. Dlatego, że właściwie niewiele zrobiliśmy od tego czasu. A inni zrobili i raz, że mówią „no to skoro nam się udało, to dlaczego ciągle jesteście z grubsza w tym samym punkcie?”. A dwa, że zawsze w Brukseli łatwiej jest zabiegać o pewne sprawy, skuteczniej, jeżeli to nie jest sprawa jednego kraju, ale jest to problem szerszy, dotyczący większej ilości regionów, większej ilości krajów. No bo tutaj szukamy europejskich rozwiązań, nie rozwiązujemy w Parlamencie Europejskim problemów poszczególnych krajów. Od tego są parlamenty narodowe. Więc im bardziej jesteśmy osamotnieni w tych problemach i wyzwaniach, tym trudniej będzie o zrozumienie, o wsparcie i zaangażowanie innych. I też trudno się na to obrażać.
MZ: No właśnie… Mam takie czasami wrażenie, że im dłużej jesteśmy w tym ogonie, czy im dalej jesteśmy w tym ogonie, jeżeli chodzi o miks i emisyjność, tym może być dla nas trudniej. Bo, nie wiem teraz, czy ja to dobrze rozumiem, może mnie Pan poprawić… No chociażby to, że jeżeli Unia Europejska ma swoje polityki związane z opłatami dla zanieczyszczających, opłatami ETS, a większość krajów UE ma już ten miks w miarę zielony, poza nami (można sobie sprawdzić na stronce electricitymap). I ceny ETS rosną, jest takie obowiązujące całą Unią Europejską prawo. I nagle się okaże, że dla reszty, która ma przyzwoity miks, nie będzie to stanowiło problemu… Tylko my będziemy niezadowoleni. No ale to są też pewne konsekwencje.
RP: Niewątpliwie tak. W ogóle dziękuję za wywołanie tego tematu. Jak zadała pani pytanie o to, kiedy zainteresowanie energetyką czy transformacją wzrosło, to zastanawiałem się, czy powiedzieć o tym momencie wybuchu rosyjskiej wojny w Ukrainie, czy o ETS. Bo to był de facto pierwszy taki moment. Wszyscy pamiętamy tę słynną, ale nieszczęsną kampanię sprzed dwóch lat, o ile się nie mylę…
MZ: Bilboardy.
RP: Billboardy, którymi oklejona była dosłownie cała Polska. Że winę za wysokie ceny energii ponosi unijny system ETS, Co nie jest prawdą, nie tylko jeżeli chodzi o generalne stwierdzenie, ale również o to, że dokładnie tak jak Pani powiedziała, ten system ETS boli tylko tych, którzy emitują CO2 produkując energię elektryczną. Jeżeli byśmy produkowali ją z gazu (co teraz być może nie jest mądre z innych powodów), a nie z węgla to też bolało by nas to mniej, bo produkowalibyśmy znacznie mniej emisji CO2. Więc rzeczywiście dokładnie tak jest, że im bardziej będziemy samotnie pozostawać z dużym udziałem – teraz spadło, ale to jest jednak nadal cały czas oscyluje między 65% a 70% udziału węgla w produkcji energii elektrycznej w Polsce, to niewątpliwie będzie nas to bolało. Przypominam, że w zeszłym roku, w lutym 2023 roku te uprawnienia do emisji CO2 po raz pierwszy przekroczyły 100 euro za tonę CO2. Jeszcze parę lat temu to było zaledwie dosłownie kilka euro. I to jest zresztą też dobry przykład na to, że właściwie wtedy mało kto się tym systemem przejmował. No tak jest. Ale jeżeli tak liczymy, wliczymy w koszty. Natomiast nagle okazało się, że to już są takie kwoty, że tego się tak po prostu wliczyć w koszty nie da. A też nie jest to coś, przed czym można uciec z dnia na dzień. Więc rzeczywiście jest tak, jak pani mówi. A tak jak powiedziałem parę minut temu o tym, że ta transformacja jest nieuchronna i przyspiesza, no to pamiętajmy, że mamy z jednej strony cel neutralności klimatycznej na rok 2050, który wynika z porozumienia paryskiego. Z tego, że w grudniu 2015 roku zgodziliśmy się, również jako Polska, polski rząd, rząd pani premier Szydło, na Porozumienie Paryskie i Unia Europejska stwierdziła, że chce być liderem w implementacji tego porozumienia, które między innymi mówi o tym, że w drugiej połowie bieżącego stulecia XXI w powinniśmy dążyć do tej neutralności klimatycznej. Unia Europejska, do czego ma prawo, stwierdziła, że chciałaby tą neutralność osiągnąć jako pierwsza gospodarka, pierwsze społeczeństwo na świecie już w roku 2050.
I, co jest bardzo istotne, że to już nie są jakieś deklaracje, to nie są konkluzje nawet Rady Europejskiej, chociaż to też ma oczywiście swój duży ciężar gatunkowy. Ale to już jest od lipca 2021 roku zapisane w europejskim prawie o klimacie, czyli jest po prostu wiążące, wiążące prawnie tak samo jak cel na 2030 rok 55%, minimum 55% redukcja netto emisji. A za chwilę, 6 lutego, Komisja Europejska ma wyjść z propozycją tego celu pośredniego między rokiem 2030 a 2050 na rok 2040. I tam, zgodnie też z propozycjami Europejskiej Rady Naukowej ds. Zmian Klimatu (to jest niezależny organ doradczy Unii Europejskiej), zalecane jest, żeby ograniczyć emisję tak naprawdę o 90-95% do roku 2040 roku. I teraz niezależnie czy to będzie 90, czy 95%, to w praktyce oznacza, że do roku 2040 należy wyeliminować w zasadzie całe emisje CO2 z sektora energii. Więc wracamy do pytania: To gdzie my z tym jesteśmy? Oczywiście nasz plan energetyczny Polski do roku 2040 w żaden sposób tego nie uwzględnia, nie może uwzględniać. Natomiast inna sprawa, że ten plan, kiedy był w lutym 2021 roku opublikowany, to on już wtedy tak naprawdę nie do końca był spójny z ambicjami i celami energetyczno-klimatycznymi Unii Europejskiej. Zupełnie nie uwzględnia tego celu 55% redukcji emisji i tego wszystkiego, co później zostało zaproponowane, żeby ten cel zrealizować. No więc należałoby ten plan energetyczny Polski jak najszybciej zaktualizować w taki sposób, żeby nie być w 2040 roku zdziwiony, że my jesteśmy tu, a wszyscy inni są w zupełnie innym miejscu.
MZ: Co więcej, nie być zdziwionym, nie tylko od strony ambicji, emisji i tych rzeczy być może dla zwykłego człowieka bardziej abstrakcyjnych, ale też żeby nie być zdziwionym cenami prądu. No właśnie, pochwaliłam, że będę rozmawiała z panem, który jest ekspertem, i sprawdzałam zainteresowanie tematem u znajomych. Oczywiście ludzie się zastanawiają, czy prąd będzie drożały, ale takie główne pytanie, które usłyszałam i które bym chciała zadać, to jest krótka perspektywa czasowa. Jak będzie wyglądał polska energetyka za 5-6 lat? Gdyby Pan mógł przypomnieć obecny miks energetyczny i powiedzieć, jak on może wyglądać? Jak może wyglądać technologia przechowywania energii? I też jestem ciekawa, czy my będziemy zmuszeni kupować energię od kogoś? Czy my będziemy samowystarczalni? Chociaż… w ostatnich latach też kupowaliśmy różne źródła energii, więc w sumie, w sumie wychodzi coś podobnego.
RP: To jest bardzo dobre pytanie. W energetyce 5 lat to jest jak jutro rano, a 10 to jest jak pojutrze rano. Jeżeli chodzi o planowanie, czas na podejmowanie decyzji, uzyskiwania pozwoleń, pozyskiwania środków, budowę itd. Więc można powiedzieć, że… To pewnie nie jest za dobra wiadomość… wiadomo, że nikt nie lubi być posłańcem złych wieści. Natomiast ja się obawiam, że biorąc pod uwagę również to, jakie mamy niestety opóźnienia z ostatnich lat, wynikające chociażby z zupełnie nieracjonalnego, upartego blokowania rozwoju energetyki wiatrowej na lądzie, energetyka wiatrowa na morzu rusza, ale też nie w tempie, którego byśmy oczekiwali i potrzebowali przede wszystkim. Więc w efekcie obawiam się, że ten miks za 5 lat nie będzie się jakoś drastycznie różnił od tego niestety, co mamy. W perspektywie 10 lat myślę, że ta zmiana może być już nieco bardziej zauważalna. Teoretycznie w ciągu 10 lat powinniśmy również mieć pierwszą elektrownię atomową, która również powinna pomóc obniżyć emisję. Pytanie, czy to się rzeczywiście w perspektywie 10 lat wydarzy? Ja, powiem zupełnie szczerze, mam wątpliwości. Dlatego że te projekty generalnie na całym świecie mają opóźnienia i to dużo większe niż rok czy dwa, a my, powiedzmy sobie zupełnie szczerze, startujemy z zupełnego zera. Nie mamy żadnego doświadczenia w tym obszarze, no ale pozostaje trzymać kciuki, że (rozumiem również słuchając deklaracji nowego rządu), że projekt będzie realizowany. Trzymajmy kciuki, żeby zostało to zrealizowane w zakładanym terminie. Natomiast znowu mówimy o perspektywie przynajmniej 10 lat. Mówiąc w największym skrócie, gdybyśmy mówili dokładnie, uwzględniając również to, o czym rozmawialiśmy przed chwilką, to znaczy jakie są te krótko, średnio i długoterminowe cele energetyczno-klimatycznej Unii Europejskiej, to powiedziałbym, że kierunek jest dość jasny, tzn. jak najwięcej, jak najszybciej źródeł bezemisyjnych, czyli przede wszystkim odnawialne źródła energii, czy docelowo atom, możliwie jak najmniej gazu ziemnego. Oczywiście będzie odgrywał nadal pewną rolę jako to tak zwane paliwo przejściowe. No i docelowo zero węgla i to znacznie szybciej niż …dużo, dużo szybciej niż przewiduje to chociażby umowa społeczna, która mówi o 2049 roku.
A do tego dodałbym jeszcze dwie kwestie. Duże inwestycje w efektywność energetyczną, czyli np. w termomodernizację budynków i mieszkań. Bo od zawsze najtańsza, najczystsza, najbezpieczniejsza również jeżeli chodzi o taką pewność dostaw, jest ta energia, której po prostu nie trzeba zużyć. To brzmi trywialnie, ale po prostu tak jest. A to wszystko jeszcze, to jest już bardziej wyzwanie i uwaga nie dla zwykłych ludzi, natomiast bardziej do tych, którzy podejmują decyzje w tym zakresie w państwie. Natomiast to wszystko powinno być realizowane w duchu tak zwanej integracji sektorów energii. To jest taki termin i taki koncept, który brzmi jako bardzo skomplikowany. Wydaje mi się, że również z tego powodu dość słabo jest obecny w debacie energetyczno-klimatycznej w Polsce, zresztą w Brukseli też. Myślę, że znacznie więcej uwagi powinno być poświęcane. A chodzi w takim największym skrócie o to, że jeżeli będzie postępować, a będzie postępować elektryfikacja ciepłownictwa, ale również transportu, to to daje szansę na budowanie synergii tych gałęzi z elektroenergetyką. To znaczy w momencie, kiedy mamy nadwyżki prądu albo tego prądu mamy za mało, to możemy np. przy pomocy inteligentnych liczników reagować. Widzimy, że jest wysoka cena prądu, bo tego prądu jest niewystarczająco w sieci, no to wtedy być może to nie jest dobry moment na to, żeby ładować i przepłacać za ładowanie np. swojego samochodu elektrycznego czy nawet tak już schodząc na taki bardzo niski, podstawowy poziom, żeby wstawiać w tym czasie zmywarkę, pralkę czy suszarkę. Natomiast jak ten prąd jest, świeci słońce, wieje wiatr, no bo mówimy o odnawialnych źródłach energii, ta energia jest tania, no to wtedy jest właśnie dobry moment, żeby np. podładować samochód czy użyć jakiś sprzętów AGD. Upraszczam skomplikowany koncept. Natomiast generalnie chodzi o to, że tak jak tutaj de facto każdy uczestnik systemu energetycznego wnosi swoją cegiełkę do bilansowania systemu energetycznego (kiedy prądu jest więcej – korzysta, tym bardziej że nadal mamy problem z dużo skalowym magazynowaniem prądu, a wtedy, kiedy tego prądu jest więcej, no – stara się nie wykorzystywać). To jest trend i kierunek, o którym powinniśmy myśleć dodatkowo, bo – mówiliśmy o systemie ETS, a pamiętajmy, że od 2027, a najpóźniej od 2028 roku wejdzie również tzw. system ETS 2, czyli taka sama opłata (niższa, bo ograniczona jednak) za CO2 w budynkach. Czyli jeżeli ogrzewamy swój dom węglem albo gazem, to przygotujmy się na to, że od 2027 roku, a najdalej 2028 roku będzie się z tym wiązała dodatkowa opłata. A więc może warto zastanowić się, zwłaszcza w perspektywie kilku lat, czy nie warto zainwestować jednak np. tam, gdzie to możliwe w panele fotowoltaiczne, pompy ciepła, przydomowe magazyny energii. Ja wiem, że to są spore koszty. Natomiast z jednej strony to długoterminowo pozwala zaoszczędzić, a na pewno pozwoli zaoszczędzić sporo środków już teraz.
I myślę, że w kolejnych latach również ze środków unijnych na tego typu cele pieniądze zawsze będą, bo odchodzimy od finansowania gazu, węgla to już od dawna nikt ze środków unijnych nie finansuje. Natomiast na tego typu działania związane ze zwiększaniem efektywności energetycznej budynków, ze zmianami źródła ciepła, z instalacją paneli fotowoltaicznych, to na to ogromne pieniądze są i myślę, że w kolejnych latach jak najbardziej będą.
CDN.